POGORZAŁKI – RZECZ O SOWIECKIEJ PROWOKACJI I NIE TYLKO

Pan Mieczysław Pajołek mimo swoich 88 lat zachował dobrą pamięć, tężyznę i sprawność fizyczną. Od 30 lat mieszka w Choroszczy ale dzieciństwo i młodość upłynęły w Pogorzałkach. Jak mówi do historii lgnął zawsze. Lubił czytać książki o takiej tematyce, a nade wszystko słuchać opowiadań starszych. Niezwykle ciepło wspomina swoją nauczycielkę ze szkoły w Pogorzałkach – panią Helenę Moroz. Na lekcjach potrafiła dzieciom opowiadać o ojczystych dziejach w sposób niezwykle wzruszający i podniosły. Niekiedy gdy emocje brały górę w jej oczach pojawiały się łzy. Razem z panią płakały także i dzieci. Jeszcze teraz pan Mieczysław potrafi bezbłędnie powiedzieć do ostatniej zwrotki wiersz Mickiewicza o Emilii Plater:

W głuchej puszczy, przed chatką leśnika,
Rota strzelców stanęła zielona;
A u wrót stoi straż Pułkownika,
Tam w izdebce Pułkownik ich kona.
Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze,
Wódz to był wielkiej mocy i sławy,
Kiedy po nim lud prosty tak płacze
I o zdrowie tak pyta ciekawy.
….
Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy;
Już pod chatą nie było żołnierza,
Bo już Moskal był w tej okolicy.
Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza,
Na pastuszym tapczanie on leży –
W ręku krzyż, w głowach siodło i burka,
A u boku kordelas, dwururka.

Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży,
Jakie piękne dziewicze ma lica?
Jaką pierś? – Ach, to była dziewica,
To Litwinka, dziewica – bohater ,
Wódz Powstańców – Emilia Plater!

Przy ostatnich strofach, tak jak przed laty, głos się łamie, a oczy robią się szklane…
Drugą osobą, która uformowała wiedzę historyczną pana Mieczysława był dziadek po kądzieli – Józef Kulesza (zmarł w 1952 roku, spoczywa na cmentarzu w Pogorzałkach). Od niego słyszał opowieści o dziejach własnego rodu. Zapamiętał, że w połowie XIX wieku w Pogorzałkach mieszkało około 40 Kuleszów. Ich gniazdem rodzinnym były Wnory Kusiele, stąd miejscowi często zamiast Kuleszowie mówili o nich Kusiele lub Michały. Znaczącą postacią, która wzięła udział w Powstaniu Styczniowym na tych terenach był Maciej Kulesza, zwany „Sucha Ręka”. W 1863 roku Maciej był kawalerem. Nauczał dzieci w miejscowej szkółce ludowej. Z tego względu miał we wsi posłuch i mógł skuteczniej agitować na rzecz powstania, tłumaczyć jego przyczyny i cele.

Razem ze swoim bratem Janem – Maciej wstąpił do powstańczej partii i bił się między innymi pod Ostrołęką. Rosyjska kawaleria nazywana kałmukami, natarła wówczas na powstańców w lesie. Ci się nie ulękli. Walczyli systemem dwójkowym. Jeden ściągał kawalerzystę bosakiem z konia, a drugi rąbał. Wybito cały oddział wroga. Dopiero piechota zdołała rozproszyć Polaków. To wtedy Maciej został ranny w rękę i do końca życia był inwalidą. Jan Kulesza po klęsce powstania schronił się w Warszawie, Maciej jakiś czas ukrywał się w Puszczy Szelągowskiej koło Tykocina. Dożywał ostatnich lat u boku rodziny w Pogorzałkach. Pochowany jest na starym cmentarzu w Dobrzyniewie Kościelnym. Może to symboliczne ale na jego grobie wyrosła okazała lipa. Zaś w Pogorzałkach rodzina w jego intencji ustawiła krzyż. Jako że był drewniany z czasem trzeba było zamieniać go na nowy. Wreszcie w latach 80 – tych pan Mieczysław postanowił, że krzyż będzie metalowy aby opierał się upływowi czasu. Przygotował też miejsce na inskrypcję poświęconą Maciejowi Kuleszy:
„Maciejowi Kuleszy organizatorowi partii powstańczej w Pogorzałkach, inicjatorowi budowy kaplicy kamiennej w tej wsi, w głębokim hołdzie postawił ten krzyż Mieczysław Pajołek, syn Albina, spokrewniony z rodem Kuleszów.”
Ówczesne władze patrzyły bardzo krzywo. W końcu krzyż stanął ale bez napisu.
W rodzinnym domu pana Mieczysława zachowały się dwie powstańcze piki. Długie lata służyły w gospodarstwie jako haki do zawieszania uprzęży. Wielka szkoda, że nie przetrwały do naszych czasów. Kiedyś nie było takiego poszanowania dla pamiątek przeszłości.

Grób rodziny Kuleszów na cmentarzu w Dobrzyniewie Kościelnym. Miejsce spoczynku Macieja Kuleszy.
Rodzina ze strony ojca – Albina Pajołka (1896 – 1941) swój rodowód wywodzi ze wsi Pajewo w gminie Stelmachowo. Do Pogorzałk Pajołkowie przybyli przed 1802 rokiem. Potem na krótko w obawie przed epidemią cholery wyjechali, by powrócić na stałe przed 1835 rokiem. Ojciec w czasie I wojny światowej trafił do carskiej armii. Do Polski powrócił w 1918 roku jako żołnierz Korpusu gen. Dowbór – Muśnickiego.
Teraz pora na garść wspomnień z własnego życia. Do szkoły pan Mieczysław uczęszczał w Pogorzałkach. W sześciu klasach uczyło się ok. 200 dzieci. Kierownikiem był Kazimierz Teofilewicz. Nie miał własnej rodziny. Pochodził z Zabłudowa. Po wejściu sowietów w 1939 roku nadal pracował w zawodzie, z tym że teraz to była 10 latka. Pojawili się nowi nauczyciele: Mieczysław Pański (z pochodzenia Żyd) z żoną Ireną, Ruzski, Helena Morozowa, młoda Rosjanka o imieniu Szura. Wprowadzono szkolenie wojskowe, które prowadził tzw. wojenruk.
Po wybuchu wojny między Niemcami i ZSSR wojenruk został odwieziony przez gospodarza u którego mieszkał w okolicę Supraśla i tam dołączył do wojskowego oddziału. Sytuacja była tak dynamiczna, że zostawił dwa garnitury, których zdążył się dorobić w Polsce. Szura jeszcze przez parę miesięcy ukrywała się w Pogorzałkach. Niemcy wydali jednak polecenie aby sołtysi zgłaszali osoby powiązane z administracją sowiecką. W Nowo Aleksandrowie w szkole kwaterował sztab wojskowy. Tam ją dowieziono i słuch o niej zaginął.

Jak się żyło za pierwszego sowieta? Już po kilku dniach okupacji we wsi odbyły się wybory deputatów do rady wiejskiej (sielsowietu). Nowa władza patrzyła z największą przychylnością na tych, którzy niczego w życiu nie potrafili się dorobić. Przewodniczącym rady został niejaki Brysiewicz z Jurowiec. Ludzie mówili, że przed wojną był komunistą. Podobno woził furmanką do Warszawy komunistyczne wydawnictwa. Ukrył je pod wiązkami łuczyny. Tyle że tej wyprawy nie przeżył koń. Po wojnie pan Mieczysław spotkał Brysiewicza w sklepie w Bojarach. Pracował tam jako sprzedawca. Chyba nie bardzo chciał się przyznawać do swojej przeszłości. Zapytany o Pogorzałki wolał się ulotnić.

Wróćmy jednak do jesieni 1939 roku. Na szczęście obeszło się bez zapędzania chłopów do kołchozu. Żądano jedynie aby bardziej majętni gospodarze podzielili się z biedniejszymi. Jeżeli ktoś posiadał 6 krów wolał dla świętego spokoju zrezygnować z jednej. Podobnie niektórzy zrzekali się kawałka pola. Najubożsi otrzymywali zapomogę na dzieci. Tego typu działania propaganda sowiecka starała się wykorzystywać dla swoich celów. Organizowano szereg zebrań i wieców, które w założeniu miały pokazywać wyższość nowego ustroju. Pewnego razu poproszono na scenę obdarowanego biedniaka. Prowadzący zapytał czy jest zadowolony, czy żyło mu się lepiej w pańskiej Polsce czy teraz? Chłop podrapał się w głowę i po chwili odpowiedział , że owszem teraz jest lepiej ale Bóg jeden święty wie jak długo to będzie. Nie takiej odpowiedzi oczekiwano. Predsiedatiel zakomenderował – złaź durniu.

Ale nie do śmiechu było. Wiosną 1941 roku we wsi pojawił nieznany nikomu mężczyzna. Mówiono o nim, że jest polskim oficerem. Spotykał się z młodymi chłopakami, którzy rwali się do walki. Tłumaczył, że w okupowanej przez Niemców Warszawie lada moment wybuchnie powstanie. Potrzebni są ochotnicy, którzy gotowi stanąć do boju. Wkrótce udało mu się namówić kilku najbardziej oddanych i patriotycznie nastawionych: Józefa Wojteckiego (miał za sobą służbę w Wojsku Polskim), Stanisława Lewko, Stanisława Koronkiewicza, Czesława Winnickiego i Edwarda Popławskiego. W czerwcu 1941 roku „oficer” zabrał ich do Białegostoku, zostawił na ławce przy dworcu kolejowym. Powiedział, że idzie kupić bilety. Po jakimś czasie dostrzeżonego go jak wraca na czele patrolu NKWD. Popławski rzucił się do ucieczki ale otrzymał postrzał w nogi. Wszystkich zatrzymano i przewieziono do więzienia przy ulicy Kopernika. Niezwłocznie grupa NKWD dokonała aresztowań członków rodziny każdego z tych chłopców. Było to w piątek (20 VI 1941 roku). Matce Wojteckiego udało się ukryć w życie ale zabrano córkę Henię i syna Czesława. Później Czesław wstąpił do Armii Andersa i gdy w 1942 roku była ewakuacja z ZSRR zdołał zabrać ze sobą siostrę. Czesław Wojtecki walczył i był ranny w bitwie o Monte Cassino. Po demobilizacji osiadł w Londynie. Założył rodzinę. Ożenił się z Polką. Po wojnie przyjeżdżał do kraju. Jego siostrę Henię los zapędził aż do Afryki (Kenii bądź Rodezji). Wyszła za mąż za leśniczego i tam zakończyła życie. Matka zmarła w Pogorzałkach.

W rodzinie Popławskich deportowano matkę z synem Hipolitem ( zdołali szczęśliwie powrócić do Polski po wojnie). Ojciec Franciszek w momencie przyjazdu enkawudzistów pognał krowy na pastwisko i tak ocalał. Gdy wybuchła 22 VI (w niedzielę) wojna ruszył z innymi do Białegostoku aby rozbijać więzienie. Zdołał wtedy odzyskać syna Edwarda. Przez okupację niemiecką sam wychowywał dzieci: Marię, Mietka, Edwarda i Walentego. Z rodziny Lewków sowieci wywieźli rodziców (zmarli na Sybirze) oraz córki Stefanię, Honoratę i Leokadię (uratowały się). Ich brat Stanisław Lewko został uwolniony z białostockiego więzienia. Po wojnie osiedlił się w Prusach Wschodnich. Czesław Winnicki także został uwolniony z więzienia ale w Pogorzałkach poza umierającą matką rodziny nie zastał. Ojciec zmarł na zesłaniu. Wrócili po wojnie z Syberii brat Franciszek z rodziną oraz młodszym bratem Jankiem. Niestety nie przeżyli trudów poniewierki brat Bronisław z żoną i synem. Z białostockiego więzienia został również oswobodzony Stanisław Koronkiewicz, zaś dopiero po wojnie powrócili z zsyłki jego rodzice.
Taką cenę przyszło zapłacić za jedną tylko sowiecką prowokację.

Początek okupacji niemieckiej zapisał się w pamięci pana Mieczysława szczególnie dramatycznie. Wojna wybuchła w niedzielę 22 czerwca 1941 roku, a 24 czerwca przyszło mu chować własnego ojca, który zmarł w wieku zaledwie 46 lat. Droga w Dobrzyniewie była wówczas całkowicie zatarasowana przez niemieckie kolumny wojskowe. Jeden z oficerów widząc zbliżający się kondukt pogrzebowy wydał komendę aby przepuszczono żałobników. Niektórzy żołnierze nawet salutowali trumnę.
Nowi okupanci żądali przede wszystkim pracy na rzecz Niemiec. Zamknięto istniejącą szkołę. Wobec młodzieży wprowadzono przymusowy pobór na roboty do Prus Wschodnich. Pan Mieczysław jako jedyny żywiciel rodziny był z tego obowiązku zwolniony. Z Pogorzałk zostały wywiezione: Dzienis Irena (pracowała w fabryce przetwórstwa ryb w Pilawie i tam zginęła podczas bombardowania), Kitlas Jadwiga, Dębicka Jadwiga i Kulesza Jadwiga (im szczęście dopisało i powróciły do swoich domów).

W pobliskim Knyszynie Niemcy zorganizowali obóz pracy, gdzie osadzano osoby, które w jakiś sposób naruszyły surowe przepisy. Dotknęło to przynajmniej dwóch mieszkańców Pogorzałk, tj. Franciszka Bezubika (kopał rowy melioracyjne) i Józefa Wojteckiego (pracował przy budowie szosy).
Czy była konspiracja? Pewnie tak. Pan Mieczysław mieszkał na uboczu i miał na głowie przede wszystkim gospodarstwo. Wiadomo mu tylko, że we wrześniu, akurat wypadało święto Matki Boskiej Siewnej (rok trudny do przypomnienia), w okolicy Tykocina była potyczka między partyzantami, a niemiecką żandarmerią. Zginęło 8 partyzantów. Był wśród nich mieszkaniec Starosielc o nazwisku Marchewka. Zostali oni pochowani na cmentarzu w Krypnie. Na stacji Rybaki zmuszono kierownika ruchu – Henryka Świsłockiego aby skierował na siebie dwa niemieckie pociągi. Później musiał ukrywać się do końca wojny.

Ponowne wejście Rosjan w 1944 roku, tzw. wyzwolenie – to nie był długo oczekiwany powrót do normalności. Nowy ustrój przyjmował się z trudem. Ginęli ludzie. Do dzisiaj dla pana Mieczysława jest niezrozumiała śmierć nauczycielki Heleny Moroz w 1945 roku. Naówczas była już dojrzałą kobietą. Miała troje dzieci: najstarsza Gienka urodzona w 1926 roku, Stasia i Władek. Mikołaj Moroz był jej drugim mężem. Prowadził sklep w Pogorzałkach w domu Adolfa Kuleszy. Jakie były koleje losu pierwszego męża nie wiadomo. W szkole Helena Moroz zaczęła pracować już przed wojną. Była daleka od komunizmu. Podczas I wojny światowej znalazła się z rodzicami w Rosji. Widziała głód i wszystkie okropieństwa rewolucji. Poznała oblicze nowego systemu. Niepotrzebnie jednak krytykowała tych, którzy nadal w 1945 roku ukrywali się i próbowali zwalczać zaprowadzane porządki. Przyszli po nią wieczorem, a mieszkała w szkole. Męża akurat nie było w domu. Pan Mieczysław do dzisiaj słyszy przeraźliwy krzyk córki Stasi kiedy zabierano matkę. Ciało odnaleziono dopiero po kilku dniach. Mikołaj Moroz zaczął się odgrażać, że odnajdzie sprawców. Zniknął tak samo jak żona.

Henryk Zdanowicz

Ten wpis opublikowano w kategoriach: Artykuły, Wspomnienia z tagami: , , , . Dodaj do zakładek ten link.

Komentowanie wyłączono.