OBYWATELE RZECZYPOSPOLITEJ!
Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i historii.
W tej chwili dziejowej zwracam się do wszystkich obywateli Państwa w głębokim przeświadczeniu, że cały Naród w obronie swojej Wolności, Niepodległości i Honoru, skupi się dookoła Wodza Naczelnego i Sił Zbrojnych oraz da godną odpowiedź napastnikowi, jak to się już nieraz działo w historii stosunków polsko niemieckich.
Cały Naród Polski, pobłogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z Armią, pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego zwycięstwa.1
Warszawa, dnia 1 września 1939 r.
IGNACY MOŚCICKI
PREZYDENT RZECZYPOSPOLITEJ
W ten sposób 1 września 1939 roku Prezydent Ignacy Mościcki apelował do obywateli swojego narodu, aby bronili kraju i dzielnie stawiali czoła okupantowi. Co do tzw. działań zaczepnych wobec Państwa Polskiego przywołana została tutaj „prowokacja gliwicka ”. Miała ona miejsce w czwartek 31 sierpnia 1939 o godz. 20:00, czyli na dzień przed planowaną ofensywą wojsk niemieckich. Była to niemiecka operacja propagandowa, dowodzona przez Helmuta Naujocksa. Do radiostacji w Gliwicach (wówczas teren Niemiec) wtargnęło kilku uzbrojonych esesmanów, przebranych za polskich powstańców. Napastnicy sterroryzowali niemiecką załogę, po czym nadali polski komunikat: Uwaga! Tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach… Właśnie w ten sposób Adolf Hitler zyskał doskonały pretekst do najazdu na Rzeczpospolitą. Mobilizacja objęła mnóstwo ludzi na terenie całej Polski. Jak doskonale wiemy nie ominęła również Gminy Choroszcz. W swojej pracy w szczególności zwrócę uwagę na działania prowadzone w okresie II wojny światowej w okolicach Barszczewa – mojej rodzinnej miejscowości.
Mała Ojczyzna – Barszczewo
Moja rodzina od pokoleń mieszka w Barszczewie. Nawet jeżeli ktoś zmieniał miejsce zamieszkania to i tak przyznawał, że przyjemnie jest tu wrócić, chociażby na krótki czas. Myślę, że w przyszłości też z wielkim sentymentem będę odwiedzać tutejszy region i po prostu zwiedzać „stare kąty”. Prapradziadkowie (ze strony taty) – Józef i Amelia wiedli tu spokojne życie. Oboje pracowali na sporym gospodarstwie rolnym. Natomiast w 1925 roku pobudowali solidny, przynajmniej jak na tamte czasy drewniany dom. Mieli aż dziesięcioro dzieci! Dokładniej to trzech synów i siedem córek (Piotra, Stanisława, Eleonore, Stanisławę, Sabinę, Marię, Filomenę, Pawła, Helenę, Janinę). Najstarszym z rodzeństwa był mój pradziadek Piotr (ur. 1903). Niestety żył dość krótko, ponieważ bardzo dużo chorował i zmarł już w 1947 r. Osierocił troje dzieci, w tym mojego pięcioletniego dziadka – Jerzego (zmarłego 3 lipca 2012 r.) Dziadek nie ukrywał, że ciężko było wychowywać się bez ojca, gdyż cały trud prowadzenia gospodarstwa spoczywał na rękach jego mamy, a mojej prababci – Ireny. Pradziadek nie brał udziału w wojnie, pomimo że bardzo tego chciał. Co więcej uważał to za swój obowiązek, ale nie został powołany. W momencie rozpoczęcia II Wojny Światowej był już żonaty i miał córkę Alinę. Poza tym kilka lat później urodził się mój dziadek Jerzy oraz jego najmłodsza siostra Jadwiga. Drugi syn prapradziadków – Stanisław również nie odbywał w ogóle służby wojskowej, gdyż nie został tak jak jego starszy brat do niej powołany. Jednak często oddawał się pracy społecznej. Myślę, że sporo osób, w szczególności starszych może go kojarzyć, ponieważ był wójtem Gminy Choroszcz. Pełnił tę funkcję dwie kadencje, jednak był zmuszony z niej zrezygnować z obawy o życie rodziny oraz własne. Po wojnie niejednokrotnie był zastraszany m.in. przez Urząd Bezpieczeństwa. Dlatego też ustąpił ze stanowiska. Z całego rodzeństwa największą wiedzę posiadam na temat ostatniego z braci opisywanej rodziny – Pawła, który odbywał służbę wojskową oraz działał w Armii Krajowej. Dzięki uprzejmości jego córki Wiesławy Ciechaniewicz, która udostępniła mi życiorys swojego taty oraz opowieści reszty bliskich udało mi się zebrać naprawdę wiele informacji na temat losów brata mojego pradziadka.
Paweł Siemieniuk – biografia
Paweł Siemieniuk urodził się 15 maja 1917 r. w Barszczewie. W 1939 r. został powołany do odbycia służby wojskowej. Jako dwudziestodwuleni młody mężczyzna stanął przed Wojskową Komisją Rekrutacyjną w Białymstoku. Następnie przydzielono go do odbycia służby w Grodnie.
Przez dwa, trzy miesiące byłem szkolony jako rekrut w Grodnie w 29 Kompanii Saperów. Po trzech miesiącach i przysiędze zostałem z piętnastoma kolegami przeniesiony do Wilna do trzeciego batalionu saperów do szkoły podoficerskiej. W miesiącu sierpniu 1939 r. wróciłem jako podoficer do swojej jednostki w Grodnie – 29 Kompanii Saperów. Był to okres w którym odczuwało się zbliżającą wojnę. Do koszar zaczęli zgłaszać się powołani rezerwiści. Formowano oddziały, które wysyłano na wyznaczone do obrony odcinki przewidywanego frontu.2
W momencie rozpoczęcia wojny Paweł Siemieniuk przebywał właśnie w Grodnie. Brał udział w zrywaniu mostów. Jego oddział – 29 kompania saperów był skierowany do obrony Warszawy. W listopadzie 1939 r. Paweł powrócił do domu, jednak nie był do końca szczęśliwy, gdyż okupacja była przerażająca i ciężko było dojść do równowagi i dostosować się do rzeczywistości. Z pewnością z powrotu syna ogromną radość odczuwała moja praprababcia Amelia. W 1940 r. Paweł początkowo pracował na gospodarstwie rodziców. Niestety władze okupacyjne nakładały na mieszkańców przeróżne obowiązki, takie jak wyrąb drzew, niezależnie od pory roku (wszystko oczywiście na potrzeby okupanta). Obaj bracia: Paweł i Piotr jeździli furmanką na wyrąb drzew do Puszczy Knyszyńskiej i do Supraśla. Nie da się ukryć, że podczas okupacji radzieckiej i niemieckiej lasy poniosły ogromne straty. Natomiast w tym czasie Stanisław pracował przy budowie lotniska w Białymstoku. W 1942 r. władze niemieckie wydały rozkaz wyznaczenia kilkudziesięciu osób do pracy w Niemczech. Początkowo miała pojechać siostra Pawła – Helena. Jednak zdecydował się on zastąpić siostrę i sam pojechał do przymusowej pracy. Natomiast Helena została z rodzicami w domu. Paweł Siemieniuk został wywieziony do Prus Wschodnich. Warunki były na tyle ciężkie, że wiele osób decydowało się na ucieczkę. Tak też postanowił zrobić Paweł.
To był maj 1942 r. Szliśmy tylko nocą w pewnej odległości od szosy lub drogi polnej. W maju noce są krótkie, więc pokonywaliśmy niezbyt duże odległości. Skoro świt kręciliśmy się w lesie i tam spędzaliśmy cały dzień. W czasie snu jeden z nas zawsze czuwał. Rozpoczynaliśmy dalszą podróż po zapadnięciu głębokiego zmroku. Podróż była naturalnie uciążliwa, bo szliśmy na przełaj przez pola. Wędrowanie szosą lub drogą było bardzo niebezpieczne. W trzecią noc już przeszliśmy sporo kilometrów, ale Polska była jeszcze bardzo daleko.3
Jednak prawdziwa klęska rozpoczęła się kolejnego dnia wcześnie rano, kiedy to polska grupa nie mogła znaleźć lasu. Została zauważona przez żandarmów. W efekcie Paweł trafił do tego samego bauera (gospodarza). Kilka miesięcy później brat pradziadka ponownie szykował się do ucieczki do Polski. Robił zapasy jedzenia i wyruszył w niełatwą drogę. Na szczęście udało mu się dotrzeć do domu. W 1944 r. każdy z uciekinierów musiał stawić się w żandarmerii w Choroszczy. W innym wypadku zostanie spalone całe gospodarstwo, a mieszkańcy zostaną wywiezieni do obozu i rozstrzelani. Po stawieniu się w Choroszczy wiele osób zawieziono do Królewca. Natomiast sam Paweł trafił do miasta Heiligenbeil, 50 km od Królewca. Pracował tam w fabryce samolotów.
Działalność w Armii Krajowej
Po powrocie z wojny w 1939 r., po kilku dniach mojego pobytu w domu Rodziców przyszedł mój kolega Józef Gogol, który wrócił z wojny kilka tygodni wcześniej. Był na froncie nad rzeką Bzurą. Tam toczyły się bardzo ciężkie walki. Powiedział mi, że jest organizowana podziemna walka z okupantem. Następnie skontaktował mnie z uczestnikami tej organizacji. Po złożeniu przysięgi stałem się jej uczestnikiem. Miałem pseudonim Stożek (w czasie gdy wstąpiłem była taka zasada, że w pseudonimie pierwsza litera była z Nazwiska,a ostatnia też taka jak w nazwisku. Mój brat Stanisław miał pseudonim Sęk. Organizacja ta w późniejszym czasie przyjęła nazwę „Armia Krajowa”. W początkowym okresie do organizacji podziemnej należało kilka osób. Ze względu na bezpieczeństwo nie można było znać z organizacji więcej niż trzy osoby, co miało zabezpieczyć od dużej wpadki i aresztowania. Po paru miesiącach dostałem zadanie organizowania i powiększania organizacji. Mieszkałem we wsi Barszczewo, dlatego nawiązałem kontakty z wybranymi osobami we wsi: Ogrodniki, Oliszki, Sienkiewicze i z mieszkańcami przyległych kolonii. Część osób miała za zadanie obserwowanie co się dzieje w poczynaniach okupanta, jakie następują ruchy wojsk itp. i przekazywanie do mojej wiadomości. Ja uzyskane wiadomości przekazywałem do skrzynki kontaktowej, która mieściła się we wsi Dzikie nad rzeką Supraśl. Przez członków rozprowadzane były gazetki podziemne, które utrzymywały na duchu społeczeństwo. Organizowałem w okolicznych wsiach, miejscowych patriotów do walki podziemnej z okupantem. W tym czasie był nim Związek Radziecki. Moim zadaniem było, między innymi, organizowanie i prowadzenie wywiadu dotyczącego działalności okupanta, obserwowanie ruchów wojsk i przekazywanie danych do skrzynki kontaktowej. W listopadzie 1942 roku, po powrocie z ucieczki z Niemiec do domu, nawiązałem kontakt z kierownictwem organizacji Armii Krajowej. Pierwsze spotkanie zorganizował mój Ojciec. Powiadomił mnie, gdzie mam być o ustalonym czasie. Było to dla mnie zaskoczenie, bo nie wiedziałem przed wyjazdem, że ojciec wie o organizacji i do niej należy. Na spotkaniu, między innymi, otrzymałem zadanie pogłębiania świadomości wśród członków organizacji, a także o konieczności bycia gotowym w razie zbrojnego powstania. Od 1943 r. do lutego 1944, prowadziłem prace konspiracyjne Armii Krajowej. Placówka, którą zorganizowałem mieścił się we wsi Barszczewo. Należeli do niej żołnierze rezerwiści oraz młodzież w wieku 17-24 lat.
Rozkazem Komendanta Armii Krajowej Okręgu Nr 1 z dnia 10 stycznia 1943 roku na podstawie pełnomocnictwa Komendanta Sił Zbrojnych w kraju, otrzymałem awans na plutonowego za wyróżniającą służbę żołnierską w konspiracji Armii Krajowej. Rozkaz podpisał pseudonim „Mścisław”. Prawdziwe nazwisko Liniarski.4
Podczas wojny Paweł Siemieniuk wielokrotnie narażony był na aresztowanie przez okupanta radzieckiego i niemieckiego. Następnie po wojnie w 1945 r. przez Urząd Bezpieczeństwa, ze względu na przynależność do AK. Życie w takim stresie z pewnością było ogromnym wyzwaniem i odbijało się na zdrowiu psychicznym i fizycznym.
Wojna oczami dziecka
Nie tak dawno temu miałam zaszczyt porozmawiać z panem Ryszardem Siemieniuk (moim wujkiem). Urodził się on w 1933 r. właśnie we wsi Barszczewo. Tak więc, od najmłodszych lat obserwuje zmiany zachodzące na tym obszarze. Na dobrą sprawę wojnę obserwował oczami dziecka. Opowiedział o fascynującej historii rodzin, które w czasie działań zbrojnych ukrywały się w piwnicy w centrum wsi. Owy schron posłużył jako ostoja aż dla 8 rodzin. Piwnica posiadała dwa wyjścia, w czym jedno tajne. W szczególności w nocy, przebywających tam ludzi obejmowały rygorystyczne zasady. Mianowicie wszelka „zabawa” światłem była surowo zabroniona. Gdyż każdy sygnał świetlny mógł spowodować dramat. Pewnej nocy, ktoś nie zachował wystarczających zasad bezpieczeństwa, co w efekcie przyczyniło się do zrzucenia bomby na opisywany schron. Najwyraźniej myśliwce przelatujące nad Barszczewem wychwyciły sygnał i przystąpiły do ataku. Ku zaskoczeniu wszystkich tam zebranych ładunek nie wybuchł i nikomu nic złego się nie stało. Ryszard Siemieniuk z wielkimi emocjami wspomina ówczesny czas. Jedną z lamp, używanych w opisywanym okresie posiada do dziś. Wujek Rysiek wspominał także o tym, jak w obliczu niebezpieczeństwa znalazła się jego matka. Kiedy to uzbrojony napastnik, przejeżdżający samochodem zaczął strzelać. Na szczęście strzały padły w okolicy nóg i nie doszło do poważniejszych obrażeń. Mówił mi również m. in. o walce w okolicach rzeki Horodnianka, o spalonym czołgu oraz o zerwanym moście…
Rodzinne pamiątki
Podczas przeglądania rodzinnych pamiątek bardzo zaciekawiła mnie postać mojego pradziadka Jana (ze strony mamy). Z opowiadań jego córek można było jednoznacznie stwierdzić, że był człowiekiem, który naprawdę wiele w swoim życiu doświadczył. Pomimo tego potrafił cieszyć się niemalże każdą chwilą oraz doceniał to co posiadał. Kochał zwierzęta, ale przede wszystkim ludzi. Dlatego też postanowiłam dowiedzieć się o moim pradziadku jak najwięcej. Na dobrą sprawę przez kilka miesięcy zdobywałam coraz to nowsze, a zarazem bardziej intrygujące informacje na temat jego losów. Udało mi się to głównie za sprawą licznych rodzinnych i sąsiedzkich wywiadów, jak również dokumentów pozostałych po pradziadku.
Życie pełne wyzwań
Jan Car urodził się 22 marca 1912 r. w jednej z nadnarwiańskich wsi, leżących na terenie gminy Choroszcz. Był dzieckiem Antoniego i Pauliny Carów. Jego rodzina mieszkała w Izbiszczach, tam również prowadziła niewielkie gospodarstwo rolne. Zatem w tamtych okolicach pradziadek spędził pierwszy okres życia. Już jako mały chłopiec był zobligowany pomagać rodzicom w pracy na polu. Natomiast od 16 roku życia regularnie pracował na gospodarstwie. W latach 1934-1936 przebywał w wojsku. Niestety 1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, a co za tym idzie dotychczasowe życie pradziadka, jak również wielu innych ludzi uległo zmianie. Prawdopodobnie Jan Car przewidywał nadejście wojny już kilka miesięcy wcześniej. Wiadomości z kraju i ze świata dostarczało mu posiadane radio. Na podstawie jednego z zaświadczeń organu administracji państwowej podpisanego przez Jana Cara wiemy, iż w latach 1939-1945 przebywał w niewoli niemieckiej. Został wywieziony do Prus Wschodnich, prawdopodobnie w okolice Królewca. Tam pracował m.in. w fabryce papieru, elektrowni, jak również był pszczelarzem. Podobno najlepsze warunki miał w fabryce papieru, ponieważ w momencie silnych mrozów mógł zawsze owinąć się papierem. Podczas niedzielnego popołudnia pradziadek podszedł do terenu z ustawionymi ulami. Następnie zobaczył królowę pszczół i wziął ją na ręce. Jeden z gospodarzy widząc to postanowił, że Jan będzie doglądał pasiekę. Właśnie w ten sposób pradziadek został pszczelarzem. W trakcie całego pobytu ciągle brakowało żywności, a ludzie doświadczali ogromnego głodu. Pewnego dnia podjechała cysterna, a w niej znajdowało się rozgotowane końskie kopyto. Pracownicy otrzymali długo oczekiwaną „zupę”. Kiedy to w 1945 r. wrócił w końcu do Polski były akurat święta, właściwie to Wielkanoc. Pradziadek na początku dotarł do Łap. Stamtąd na piechotę dostał się do Uhowa. Po czym, dzięki pomocy mieszkańców okolicznych wsi dopłynął do Bokin. Z kolei dalej na piechotę pomaszerował do Wólki Waniewskiej. Wreszcie po przeprawie przez rzekę Narew trafił do domu, do Izbiszcz. Bez wątpienia musiały być to udane Święta Wielkiej Nocy. Tym bardziej, że droga była bardzo długa. Co więcej Jan wracał z wojny ranny, był postrzelony w nogę. Podobno pradziadek widząc swoją rodzinną miejscowość rozpłakał się ze szczęścia. W 1946 r. Jan Car zawarł związek małżeński z Czesławą Zalewską. Prababcia nie była na przymusowych robotach, cały okres wojny przebywała w kraju. Jej matka Amelia miała „chody” u księdza proboszcza, dlatego też postarała się o pracę dla córki na pobliskiej plebanii. Śmierć tragiczną poniósł brat Czesławy – Franciszek Zalewski, ponieważ został zamordowany przez Niemców w okolicach Wólki Waniewskiej. W sierpniu 1964 r. powstał tam pomnik upamiętniający ofiary takich zdarzeń. Widnieje na nim nazwisko brata prababci Franciszka. Jednak wracając jeszcze do Jana Cara doczekał się on czterech córek. Niemalże zawsze był bardzo pogodnym i pełnym pozytywnej energii człowiekiem. Pod koniec życia sporo chorował, zmarł w 1991 r. podczas pobytu w szpitalu w Białymstoku.
II wojna światowa swoim zasięgiem obejmowała niemal wszystkie kontynenty. Co więcej miała tragiczne skutki dla obywateli państw biorących udział w wojnie. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że straty wśród ludności cywilnej wyniosły łącznie prawie 33 miliony.. Ogółem w wojnie wzięło udział 61 państw. Zmobilizowano ponad 110 mln żołnierzy. Dodatkowo łączne wydatki na prowadzenie wojny osiągnęły sumę 1,166 biliona dolarów. Co stanowi niewyobrażalną sumę. Podczas zbierania informacji na temat mojej rodziny dużo dowiedziałam się na temat innych osób z Gminy Choroszcz, którzy wpisali się w tworzenie niepodległości RP. Myślę, że możemy być dumni z naszych rodaków, którzy pomimo wszelkich trudności walczyli zaciekle z wrogimi państwami oraz niejednokrotnie do końca się nie poddawali.
Kinga Siemieniuk
1Orędzie Prezydenta RP Ignacego Mościckiego z 1 września 1939 r.
2Własnoręcznie napisany życiorys Pawła Siemieniuka
3 Własnoręcznie napisany życiorys Pawła Siemieniuka
4 Własnoręcznie napisany życiorys Pawła Siemieniuka