W obu strefach okupacyjnych terror rósł z miesiąca na miesiąc, w miarę poznawania przez najeźdźców zajętego terenu. Pacyfikacje, aresztowania, egzekucje były chlebem codziennym w obu strefach okupacyjnych.
W strefie radzieckiej od końca stycznia i początku lutego 1940 r. rozpoczęły się aresztowania wojskowych, policjantów oraz leśników, w kwietniu zaś ich rodzin i urzędników państwowych, a w czerwcu następnych wyłapanych patriotów. Rok później, w czerwcu 1941 roku czwarta fala aresztowań i wywózek została przerwana atakiem niemieckim. Straszny los spotkał, będących w tym czasie w więzieniach Polaków, gdyż Stalin nakazał ewakuację więzień. Po wymordowaniu co bardziej niebezpiecznych dla Związku Radzieckiego więźniów, resztę pognano w kolumnach na wschód. Ten marsz okazał się śmiertelnym marszem, gdyż przeżyła go tylko nieznaczna część więźniów. W sporządzaniu list do aresztowań pomagali miejscowi komuniści i siatka zainstalowanych wcześniej agentów. Wyższych oficerów wymordowano już w 1940 roku, po wywiezieniu w głąb swego terytorium, a reszta miała zginąć sama z głodu i wyczerpania, pracując w nieludzkich warunkach w kopalniach, fabrykach i kołchozach na terenie Syberii i Kazachstanu.
Początkująca konspiracja w okresie pierwszej sowieckiej okupacji poniosła duże straty z powodu masowych aresztowań kadry dowódczej. Sowiecka NKWD była bardzo skuteczna, dobrze przygotowana do agresji i wyjątkowo brutalna w traktowaniu Polaków. W wielu komórach konspiracyjnych praca zamarła lub one same zostały całkowicie zlikwidowane .Niszczono opozycję do końca. Związek Radziecki zabijał swego wroga wraz z zapleczem,którym często była rodzina. Warszawska centrala zareagowała na tę sytuację przysłaniem nowych oficerów w celu odbudowania struktur, co przyniosło dobry rezultat. Masowy rozwój pracy niepodległościowej zaczął się po zajęciu Białostocczyzny przez Niemców w czerwcu 1941 roku. DO Białegostoku przybyli tacy oficerowie jak Czesław Hakke z Krakowa, czy Władysław Liniarski i Władysław Kaufman z Warszawy.
Nowa kadra oficerska oraz fakt, że Niemcy po wkroczeniu na Białostocczyznę musieli w pierwszej kolejności zorganizować administrację, dały trochę czasu konspiratorom na odbudowę struktur Państwa Podziemnego. Stosowany przez Niemców terror powodował, że Polacy chętnie wstępowali do konspiracji, uznając walkę z okupantem za jedyną możliwość odzyskania niepodległości.
Już w drugiej dekadzie czerwca 1941 roku, gdy armia niemiecka szykowała się do napaści na Związek Radziecki, w stodole Antoniego i Julii Dziejmów, na koloni w Kruszewie, w gminie Barszczewo, (obecnie Śliwno gmina Choroszcz) odbyło się zebranie konspiracyjne w składzie: gospodarze i ich synowie – podoficerowie Wojska Polskiego: Jan i Emilian, ponadto, Józef Kościuczyk, Antoni Nierodzik i Antoni Iwaszczuk z Pańk. Zgodnie postanowiono rozpocząć walkę z okupantem i przyłączyć się do organizacji ogólnokrajowej, gdy taka powstanie. Na tym zebraniu uczestnikom nadano pseudonimy.
1 Antoni Dziejma – ”Tatko”
2 Julia Dziejma – „Wierna
3 Emilian Dziejma – ”Grzyb”
4 Jan Dziejma – „Grom
5 Józef Kościuczyk – ”Popiół”
6 Antoni Nierodzik – „Wierny”
7 Antoni Iwaszczuk – „Las”
Jan Dziejma został dowódcą grupy, gdyż był podoficerem i najstarszy stopniem, zastępcą został Antoni Nierodzik. Grupa konspiratorów nie musiała długo czekać na połączenie z większym ośrodkiem ruchu oporu.
27 czerwca 1941 r. zgłosił się do Jana Dziejmy, za pośrednictwem ks Władysława Saracena proboszcza parafii katolickiej w Śliwnie, człowiek, który twierdził, że jest ze „Związku Walki Zbrojnej” i prosi o pomoc w zbieraniu informacji wojskowych i administracyjnych o okupancie. Ustalono spotkania w Białymstoku i tam przekazywano informacje. Łącznikiem został dowódca grupy – Jan Dziejma. Po trzech tygodniach współpraca wygasła, gdyż wywiad Związku Walki Zbrojnej przesunął się dalej na wschód.
W listopadzie 1941 zgłosił się do Jana Dziejmy pan Antoni Lebiedziński, późniejszy komendant placówki Armii Krajowej w Choroszczy, w celu połączenia oddziału powstałego w Kruszewie z Armią Krajową. Po wyrażeniu zgody, wszyscy złożyli przysięgę według dostarczonego tekstu. W ten sposób oddział podporządkował się Komendzie Obwodu Białystok, pod dowództwem kpt. Stefana Fijałko ps. „Młotek” i Józefa Ochmana ps „Orwid”. Mieszkanie w Śliwnie stało się punktem kontaktowym, a Jan Dziejma łącznikiem z komendą obwodu za pośrednictwem skrytki kontaktowej u „Ogrodnika” (nazwisko nieznane) w Białymstoku. Emilana Dziejmę przydzielono jako łącznika do dyspozycji „Orwida” – szefa łączności okręgu, a późniejszego prezesa WIN. W tym samym czasie organizacja gwałtownie się rozwinęła osiągając stan plutonu. Jan Dziejma wciągnął do niej członków przedwojennego Strzelca, oprócz osób wcielonych do Armii Czerwonej w 1940 roku. „Grom” pełnił funkcję dowódcy plutonu, który składał się z trzech drużyn:
- I Drużyna – dowodca Antoni Iwaszczuk ps. „Las”
- II Drużyna – dowódca Stanisław Gajdowski ps. „Miecz”
- III Drużyna – dowódca Lucjan Kosakowski ps. „Tur”
Do pierwszej drużyny należeli ludzie z Pańk i kolonii Pańki, do drugiej z Kruszewa i kol. Kruszewo, do trzeciej z Izbiszcz. Józef Kościuczyk ps. „Popiół” zajmował się naprawą broni i produkcją amunicji do pistoletów. Antoni Dziejma ps. „Tatko” był magazynierem broni i materiałów wybuchowych. Julia Dziejma przyjęła funkcję łączniczki. Łączniczką była również Helena Dziejma ps. „Głośna”, która przyjmowała przysięgę od łączniczki Weroniki Sokół ps . „Georginia” ze Śliwna, oraz od Reginy Sokół ps. „Stokrotka” z Kruszewa. Mąż jej Władysław Dziejma, żołnierz kampanii wrześniowej, siedział w niemieckim obozie dla jeńców przez całą wojnę. Punkt opatrunkowy był u Eugenii Nierodzik z Pańk, do niej też należało gromadzenie środków opatrunkowych i leków. Gdy Jan Dziejma został dowódcą plutonu, do kontaktów z Obwodem AK wyznaczono Emiliana Dziejmę ps.”Grzyb”,”Gryf” powierzając mu obowiązki komendanta ośrodka łączności. Funkcję tę sprawował przez całą konspirację. W tym czasie od grudnia 1941 r. dowódcą Okręgu Białystok był „Orwid” – Józef Ochman. Następnym przełożonym Emiliana Dziejmy, po śmierci łączniczki Jadwigi Dziekońskiej był „Ligon”(nazwisko nieznane) szef łączności Okręgu Białystok.
Emilianowi Dziejmie podróżowanie po terenie ułatwiał fakt, że oficjalnie był gońcem sołtysa do władz niemieckich. Woził wszystko, od prasy do materiałów wybuchowych. Jeździł od Białegostoku do Augustowa, Grodna, Wołkowyska. Można powiedzieć że łączność była dobrze rozwinięta, gdyż przez łączników przechodziła prasa podziemna w postaci „Biuletynu Informacyjnego”, meldunki, rozkazy itp. Działało to na zasadzie sztafety w obie strony. Na terenie okręgu AK Białystok szybko zbudowano wszystkie struktury Państwa Podziemnego, z władzami cywilnymi i wojskowymi. Opisywane komórki konspiracyjne mieściły się w ramach Rejonu III, Obwodu Białystok – Miasto. Komendantem rejonu został por. rez. Zygmunt Piekarewicz ps. „Inżynier”. Rejon III miał trzy placówki:
- Starosielce – komendant placówki nr 9 nauczyciel Sotowski (brak innych danych)
-
Choroszcz – komendant placówki nr 8 podch .rezerwy Antoni Lebiedziński ps. „Narew” awansowany na podporucznika.
- Barszczewo – komendant placówki nr.10 sierż.zaw. Jan Dziejma ps. „Grom”
Placówka Barszczewo rozrosła się do ok. 120 ludzi i podejmowała się różnych zadań. Od bojowych do oświatowych, czego przykładem jest tajne nauczanie. Prowadził je na tym terenie magister filozofii Adam Filoniuk ps. „Pedagog”, był on dyrektorem tajnego nauczania w zakresie szkoły średniej. Wraz z nim wykładał magister matematyki – Wróbel ps.”Teresa”. Ksiądz Saracen – proboszcz śliwieński wykładał łacinę, a Karol Bartoszewicz ps. „Ameba” język niemiecki. W tajne nauczanie był zaangażowany ukrywający się w Izbiszczach alumn Seminarium Duchowego w Wilnie – Lucjan Kosiński z parafii Turośń Kościelna. Dzięki tajnemu nauczaniu Emilianowi Dziejma, Antoni Iwaszczuk, skończyli małą maturę, a Lucjan Kosakowski, Edward Hodujko z Izbiszcz uzyskali pełną maturę. Słuchaczami tajnego nauczania byli również żołnierze AK z placówki w Choroszczy.
Jesienią 1942 r. gestapo nakryło odprawę Sztabu Okręgu przy ulicy Sosnowej w Białymstoku, u państwa Masłowskich. W kocioł wpadli: szef Sztabu Okręgu Białystok ppłk. Stefan Fijełko ps. „Młotek”, ppłk. Skalski Marian ps. ”Szczuka” „Juhas”, szef saperów mjr Stanisław Jacyna ps. ”Piła” oraz Kazimiera Horodeńska ps. ”Kazia” – szef kancelarii okręgu. Los oficerów zapowiadał się czarno, gdyż posiadali cenne informacje o strukturze i obsadzie siatki konspiracyjnej. Niemcy weszli w posiadanie haseł i odzewów dla punktów pocztowych. Komendant Okręgu „Mścisław” polecił specjalnej grupie odbicie więźniów. Akcja uwolnienia aresztowanych z więzienia gestapo w Białymstoku odbyła się w nocy z 31 października na 1 listopada 1942 roku i powiodła się. Poległ jedynie kierujący akcją „Kmicic” Konstanty Kosiński. Z gmachu gestapo przy ulicy Sienkiewicza 15 w Białymstoku, Zbigniew Rećko „Trzynastka” wyprowadził piętnastu więźniów. Niemcy z zemsty rozstrzelali 25 zakładników oraz rzucili wszystkich szpiegów w teren, aby szukali zbiegów. Część uwolnionych ukryto w Białymstoku w mieszkaniu na ulicy Celowniczej. Komendant placówki w Barszczewie Jan Dziejma kilka dni później otrzymał rozkaz zabrania uwolnionych do swych kryjówek w Śliwnie, następnie przewiezienie ich na punkty pocztowe za Narwią.
Po kilku dniach wieczorem, gdy zapadł zmrok wyruszył pieszo ze Śliwna oddział w szyku ubezpieczonym w kierunku Białegostoku. Przodem szedł Antoni Iwaszczuk, dwieście metrów za nim Emilian Bagnowski oraz Jan Dziejma. Wszyscy byli uzbrojeni w pistolety i granaty. Droga wiodła przez:gościniec konowalski, Biele (łąka między wsią Konowały i Kościuki), Kościuki, Barszczewo, następnie przez las w Krupnikach, przez opłotki Starosielc i wzdłuż torów za tunel przy ulicy Hetmańskiej. Po sprawdzeniu czy nie ma zasadzki, odebrano uciekinierów i w odwrotnym porządku, bez odpoczynku ruszono do Śliwna. W drodze powrotnej robiono krótkie postoje. Trasę 40 kilometrów w obie strony pokonano w 9 godzin pomimo ciemności.
Poszukiwanych umieszczono w okolicznych kryjówkach, a dzień później przewieziono za Narew, na konspiracyjny punkt pocztowy w Mężeninie. Pośpiech był skutkiem wcześniejszych wydarzeń. Jeszcze nogi nie przestały boleć po wyczerpującym marszu, gdy do domu Dziejmów zastukało dwóch ludzi podając hasło. Janowi Dziejmie nie spodobali się przybysze, więc wyparł się, że nie zna żadnego hasła i nie rozumie o co chodzi. Jednego z nich o nazwisku Spirydon rozpoznał jako znajomego z wojska. Powołując się na tę znajomość, zaprosił ich do swego domu i poczęstował samogonem, aż potracili przytomność i zasnęli. W trakcie uczty wyszedł do kuchni, napisał meldunek wyjaśniający co się wydarzyło, a matka zaniosła go w pudełku od zapałek do Antoniego Nierodzika, który powiadomił siatkę o spaleniu haseł. Przyspieszył tym ucieczkę wyzwolonych z punktu pocztowego w Śliwnie i przez to ocalił rodzinę Dziejmów, uciekinierów i placówkę pocztową.
Po zamknięciu getta żydowskiego, od 2 listopada 1942 przez cztery miesiące członkowie placówki Barszczewo dostarczali mąkę z młyna w Kurowie, transportując ją nocą przez swoje terytorium do Starosielc. Następnie ludzie ze Starosielc ładowali mąkę do beczkowozów o podwójnych dnach i wwozili do getta.
W lipcu 1943 r. oddział pod dowództwem „Groma” napadł i rozbił oddział gestapowców eskortujących młodzież do wywózki do Niemiec. Młodzież uciekła unikając wywózki.
Ks. Władysław Saracen proboszcz parafii Śliwno był jednym z pierwszych osób, które złożyły przysięgę wstępując do konspiracji. Można powiedzieć, że był jednym z najbardziej aktywnych członków placówki. Pełnił obowiązki kapelana w stopniu majora Obwodu Białystok i 10. pułku ułanów spieszonych. W okresie akcji „Burza” pełnił równocześnie funkcję łącznika obszaru Puszcza Knyszyńska. Z uwagi na swój stan kapłański oraz znajomość niemieckiego mógł w miarę swobodnie poruszać się po terenie. On to jako osoba darzona wielkim zaufaniem zamawiał i dostarczał fałszywe dokumenty na potrzeby Obwodu. Dokumenty pochodziły z magistratu w Starosielcach, gdzie działała komórka konspiracyjna. Dokumenty były oryginalne z fałszywymi danymi, podpisane przez burmistrza. Do podpisu podsuwała je sekretarka Irena Zarzecka. Działo się tak, aż do aresztowania pracowników magistratu oraz innych osób – łącznie 144 osób z placówki AK Starosielce w styczniu 1944roku.
Plebania w Śliwnie była miejscem, gdzie ukrywało się wielu ważnych dla organizacji ludzi, często wyższych oficerów czy członków podziemnych władz cywilnych. W grudniu 1942 roku plebania w Śliwnie była schronieniem dla zdekonspirowanego szefa wywiadu na miasto Białystok Edwarda Jaświłko ps. „Zaręba”, o czym pisze on w swoim raporcie. Wspomina również bohaterską rodzinę Dziejmów i innych. Ks. Saracen ukrył w Izbiszczach alumna z seminarium wileńskiego – Lucjana Kosińskiego, który uciekł w Białymstoku z transportu do Niemiec. Aresztowało go dopiero NKWD 19 IX 1944 roku i został wywieziony do obozu w Ostaszkowie, a potem do obozu w Riazaniu, skąd powrócił do seminarium w Białymstoku w 1946 roku.
Proboszcz przyjaźnił się z kierownikiem Szkoły Podstawowej w Kruszewie por. rez. Józefem Świrniakiem, późniejszym szefem wywiadu Okręgu Białostockiego AK. Dostarczał mu informacje wywiadowcze. Wielokrotnie na plebanii w Śliwnie, w specjalnie zrobionym pokoju na strychu, spotykali się ludzie podziemia. Ksiądz Saracen posiadał pistolet produkcji niemieckiej, którym odpędzał się przed różnymi złodziejami. Broń tę znalazł nowy właściciel plebani w 1993 roku i oddał na policję.
Największą operacją wojskową placówki był udział w akcji „Burza”. Przygotowania do niej zostały omówione przez dowódcę 42 pp mjr. Aleksandra Rybnika ps. „Dzika”, kpt .Stanisława Gryga ps.„Szary”, Edwarda Jaświłę ps. „Zaręba” i jeszcze dwóch dowódców (nazwiska nie znane) oraz „Groma” – Jana Dziejmę na naradzie 29 czerwca 1944 r. W rejon koncentracji oddziałów dostarczono z Białegostoku radiostację do Antoniego Turowskiego ps ”Czesław” z Rogowa oraz wóz broni z Juchnowca. Przewoźnikiem był ppor. Eugeniusz Oleszczuk ps. ”Łysy” na rozkaz por. Antoniego Kuryłowicza ps. „Szach” – szefa saperów obwodu.
24 lipca 1944 roku „Grom” – (dowódca kompani) zarządził mobilizację wszystkich żołnierzy ze swej placówki AK. Rejonem zgrupowania był grąd na Narwi o nazwie Sosnowiec. Po dwóch godzinach mobilizacja została zakończona, stawili się wszyscy. Przyszło 163 ludzi zabierając całą broń jaką posiadali. Po naradzie zostawiono najlepiej uzbrojonych i wyszkolonych ludzi w liczbie 27, a resztę zwolniono do domu, powierzając im zadania wywiadowcze.
Rozpoczęła się walka z zaskoczenia. Oddziały podlegające pod „Groma” otrzymały rozkaz atakowania małych oddziałów niemieckich i ukraińskich odstępujących od Białegostoku na zachód szosą na Kruszewo. Uciekinierzy nie zdawali sobie sprawy, że most na Narwi istnieje tylko na mapie, bo został spalony w 1939 roku przez wojsko polskie. Istniała tylko zbudowana przez Niemców kładka z drągów, po której uciekała piechota. Ci, którzy jechali furami, porzucali je lub zawracali w kierunku Choroszczy, dla podmiany rekwirując świeże konie z Kruszewa. Efektem tygodniowej walki było 17 jeńców, 21 zabitych, spalono dwa samochody i jeden lekki czołg. Odzyskano również wiele zrabowanych koni, które zwrócono gospodarzom.
Szczególną aktywność żołnierze AK wykazali w rejonie wsi Kruszewo, chroniąc ją przed spaleniem. Zmuszono Niemców do ucieczki, intensywnie ich ostrzeliwując. Wieś ocalała. Niemcy uciekali drogami z Konował, Izbiszcz przez wieś i dalej kładką na drugą stronę Narwi. Godzinę później tymi samymi drogami przyszli Rosjanie. Zakończenie walki nastąpiło 31 lipca 1944 r. o godzinie 15.30 przekazaniem jeńców i zdobycznego sprzętu Rosjanom w okolicach wsi Łyski k. Choroszczy. Najmłodszym żołnierzem był 12 letni chłopiec – sierota, oddany Dziejmom pod opiekę, gdyż rodziców aresztowało i zamordowano w katowni gestapo, ponieważ byli żołnierzami Armii Krajowej okręgu Białystok. Chłopiec ów zastrzelił z pistoletu jednego z ostatnich wycofujących się żołnierzy niemieckich, którzy rozbiegli się po gospodarzach w Śliwnie w poszukiwaniu żywności. Zabitego żołnierza pospiesznie zakopano na poboczu drogi, gdzie leży do dzisiaj.
W walce najbardziej wyróżnili się: Iwaszczuk Antoni z Pańk ps. „Las”, Nierodzik Antoni ps. „Wierny”, Sakowicz Jan, Sakowicz Franciszek ps. „Żbik”, Sokół Paulina z Pańk. Front stanął na linii Narwi. Po dwóch dniach „Grom” wysłał na drugą stronę rzeki łącznika z meldunkami. Zadania tego podjął się Dominik Ciereszko z Kruszewa, który był rybakiem, doskonale znał szuwary i rozlewiska Narwi. Nie dostrzeżony przez przez obserwatora niemieckiego, siedzącego na wieży kościoła w Waniewie, dopłynął łódką do Kurowa. Tam został zatrzymany przez patrol niemiecki i pomimo że meldunku przy nim nie znaleziono, oskarżono go o szpiegostwo. Wytłumaczył się że przyjechał do chorej siostry Heleny Kowalewskiej, która mieszka w Kurowie przy młynie. Wezwany sołtys potwierdził ten fakt i Dominika Ciereszkę wypuszczono, zabraniając mu powrotu na drugą stronę rzeki. Dowódca niemieckiego patrolu wrzucił granat do łodzi, którą Ciereszko przypłynął, wybuch ją zniszczył. Gdy Dominik Ciereszko dotarł do siostry i oddał meldunek ruszył w stronę rzeki. Dostęp do niej był utrudniony, gdyż była ona gęsto obstawiona wojskiem. Największy ruch zauważył na przyczółkach spalonego mostu, gdzie gromadzono wojsko i szykowano się do obrony. Korzystając z tego, że pada deszcz i żołnierze niemieccy siedzą pod płaszczami przemknął się pomiędzy nimi w szuwary i wpław ruszył do Kruszewa przez rozlewiska Narwi. Po powrocie złożył meldunek dowódcy.
Czy uzyskane w ten sposób informacje przekazano Rosjanom, nie wiemy. Niemniej na drugi dzień, jak tylko się rozwidniło, przyczółki mostu od strony Kurowa zostały zbombardowane przez rosyjski samolot. Efektem nalotu były straty w ludziach oraz zniszczenie zapasów amunicji, skrzynki z nią fruwały po okolicznych łąkach. Mimo tego ataku, Rosjanie nie zdecydowali się na forsowanie Narwi w tym miejscu uznając, że rozlewisko jest za szerokie i zbyt trudne do przebycia. Wybrano inne miejsce – Śliwno. Rosjanie znaczną ilość piechoty zgromadzili we wsi Izbiszcze, w lesie przy cmentarzu oraz w przyrzecznych olszynach.
Do lasu Karpiniec w pobliżu wsi Konowały sprowadzono artylerię, a pojedyncze katiusze rozmieszczono wzdłuż rzeki. Jedna z nich stała na ogrodzie Adama Zagórskiego z Kruszewa. Mieszkańcom okolicznych wsi nakazano kopanie rowów strzeleckich, a gdy wykonali zadanie zmuszono do opuszczenia zabudowań.
Gdy zakończono przygotowania, artyleria rosyjska rozpoczęła ostrzał Waniewa. W pierwszej kolejności zniszczono wierzę kościoła i sam kościół, likwidując niemieckich obserwatorów, następnie nakryto ogniem całą wieś. W przerwach gdy nie strzelała artyleria, ruszała do ataku piechota, która wpław przedzierała się na drugą stronę. Próby przeprawy ponawiano wielokrotnie, ponieważ piechotę powstrzymywał silny ogień karabinów maszynowych i artylerii niemieckiej, ustawionej za szosą Jeżewo – Sokoły. Po tygodniu Rosjanie sforsowali Narew okupując to dużymi stratami. Jeszcze po dwóch latach od zakończenia bitwy znajdowano trupy rosyjskich żołnierzy na okolicznych bagnach.
Gdy nieliczni mieszkańcy Waniewa wyszli z piwnic zobaczyli doszczętnie zniszczoną wieś i mnóstwo trupów zarówno niemieckich jak i rosyjskich. Wszyscy myśleli, że to koniec ich cierpień. Jak bardzo się mylili. Trwające od 27 lipca 1944 r. rozmowy Komendanta Obwodu AK Czesława Hakke oraz cywilnego prezydenta Białegostoku Gołębiowskiego z zastępcą komendantem garnizonu rosyjskiego mjr. Sapiełko w celu przejęcia władzy nad miastem, skończyły się niczym. Po kilku dniach rozmowy przeszły na poziom komendanta garnizonu gen. Sobiennikowa, wojewody Józefa Przybyszewskiego i inspektora Władysława Kaufmana „Bogusława”. Do rozmów przyłączyli się przedstawiciele Rządu Zachodniej Białorusi, którzy rościli sobie prawo do ziemi białostockiej. Byli również przedstawiciele PKWN z Chełma. Po kilkunastu dniach Stalin zdecydował, że ziemia białostocka zostaje po stronie polskiej, a władzę nad miastem przekazał stworzonemu przez siebie Polskiemu Komitetowi Wyzwolenia Narodowego.
Wyzwoliciel szybko przemienił się w nowego okupanta i powrócił do swych metod sprawowania władzy znanych z lat 1939-1941. W sierpniu 1944 roku rozpoczęły się aresztowania żołnierzy Armii Krajowej, począwszy od prezydenta Białegostoku Gołębiowskigo, wyższych oficerów AK do zwykłych żołnierzy oraz administracji państwa podziemnego. Działalność Armii Krajowej zamarła. Represje miały charakter masowy. Przetrzebione dowództwo zastanawiało się, co robić w zaistniałej sytuacji. Stopniowo uzupełniano straty osobowe w strukturach podziemnych, umieszczano agentów w nowej okupacyjnej administracji oraz Urzędzie Bezpieczeństwa i posterunkach Milicji Obywatelskiej. Unikano jednak akcji bojowych, gdyż front stanął na zimę i w okolicy było pełno kwaterujących żołnierzy.
Stopniowo rosnące represje, rabunki, gwałty i nakładane kontyngenty budziły nienawiść do „wyzwolicieli” i doprowadziły do wybuchu powstania ludowego przeciwko narzuconej siłą komunistycznej władzy. Gdy tylko w styczniu 1945 roku ruszył front i wojsko opuściło Białostocczyznę, rozpoczął się następny dramatyczny rozdział w historii Polskiego Państwa i miejscowej placówki Armii Krajowej.
Bibliografia
Władysław Zajdler–Żarski, Ruch Oporu w latach 1939-1944 na Białostoczyźnie, Referat materiałowy-część 4
Wspomnienia żołnierzy placówki Barszczewo-Śliwno:Lucjana Kosakowskiego, Dominika Ciereszko, Józefa Krysiewicz, Weroniki i Edwarda Sokół, Reginy Krysiewicz.
Konstanty Kosiński