WĘDRÓWKA LUDÓW SPRZED WIEKU
Niemiecka strategia zakładała, że wojny nie należy prowadzić na dwa fronty. Z tego względu na przełomie 1914/1915 roku zapadła decyzja aby z grona państw Ententy wyeliminować Rosję. Pierwsze uderzenie na froncie wschodnim nastąpiło 2 V 1915 roku w rejonie Tarnowa i Gorlic. Połączone wojska niemieckie i austro – węgierskie dowodzone przez feldmarszałka Augusta von Mackensena przełamały rosyjskie umocnienia. Po miesiącu zdobyto twierdzę w Przemyślu. Główny kierunkiem natarcia skierowano na twierdzę w Dęblinie. 13 VII ruszyła niemiecka ofensywa pod wodzą gen. Maxa Karla Wilhelma von Gallwitz na północy. Kierowała się ona na Siedlce. Celem była likwidacja rosyjskiego wybrzuszenia, tzw. worka warszawskiego. Rosjanom udało się wyprowadzić zasadniczy trzon sił z saka ale zaczął się wielki odwrót. 3 VI dowodzący frontem południowo – zachodnim gen. Nikołaj Iwanow wydał rozkaz aby wysiedlić z podległego sobie odcinka wszystkich chłopów z rodzinami. Szef sztabu armii rosyjskiej, gen. Nikołaj Januszkiewicz poszerzył ten rozkaz na front północno – zachodni, tym samym w jego zasięgu znalazło się Podlasie. Rosyjska propaganda przedstawiała Niemców jako zwyrodnialców obcinających kobietom piersi, nagminnie wieszających mężczyzn i topiących w studniach dzieci. Rozpoczął się exodus ludności, który dotknął 3 mln osób. Do historii przeszedł pod nazwą bieżeństwo (ucieczka, uchodźctwo). Władze rosyjskie sprzyjały temu określeniu, ponieważ zdejmowało z nich odpowiedzialność i stwarzało pozór, że przemieszczanie się ludności było samoistną inicjatywą. W rzeczywistości uciekali bogaci, biedni (głównie chłopi) byli wypędzani siłą. Proces ten trwał od czerwca do września 1915 roku. Najbardziej zdziesiątkował gubernię łomżyńską, ponieważ tu trwały najdłużej walki. W przypadku guberni grodzieńskiej dotknął on ok. 800 tyś. osób. Warto podkreślić, że obowiązek ewakuacji łagodnie się obszedł z ludnością żydowską. Rosjanie nie chcieli sobie zaprzątać nią głowy. Po wojnie zaś Polska stanęła przed problemem dużej mniejszości narodowej w swoich granicach.
Do akcji szeroko włączyło się duchowieństwo prawosławne. Wyjeżdżano razem ze swoimi parafianami. Natomiast księża katoliccy byli wstrzemięźliwi. Starali się tłumaczyć, iż ostatecznym rezultatem wojny może być niepodległa Polska. Zatem należy być na miejscu, na swoim. Rozkazy rosyjskich generałów zakładały, że Niemcy zajmą ogołocone i zniszczone ziemie. Palono zbiory, wysadzano mosty i fabryki. W istocie zaś wypędzenie ogromnej masy ludności z jej dobytkiem spowodowało chaos na drogach i liniach kolejowych. Armia straciła możliwość manewru.
Jak wyglądało to na naszym terenie?
Lektura ówczesnej „Gazety Białostockiej” dostarcza owszem informacji o toczącej się wojnie ale daje odnieść wrażenie, że jest to gdzieś daleko. Tu w Choroszczy i okolicach życie płynęło utartym torem. Co prawda 8 IV 1915 roku w Białymstoku powstał Oddział Polskiego Towarzystwa Pomocy Ofiarom Wojny. Jego siedzibę ulokowano w biurach Oddziału Wileńskiego Banku Handlowego. Do grona członków zarządu wybrany został ks. Adam Ostrowski, choroszczański proboszcz i ks. A. Świla z Dobrzyniewa. Organizacja swoim zasięgiem obejmowała powiat białostocki. Do maja skupiała już 300 członków i dysponowała budżetem 2000 rb. pochodzącym ze składek. Chłopi z parafii Juchnowiec Kościelny zadeklarowali 1300 pudów ziemniaków z zastrzeżeniem, że 1000 pudów trafi do rolników w Królestwie Polskim pod zasiew. Sekcja żywnościowa Towarzystwa wykazywała największą prężność. Produkty rozdawano uciekinierom koczującym w Starosielcach i Klepaczach. Tu w pilnej potrzebie znalazło się aż 115 rodzin. Tymczasem 1 VI 1915 r. ponad 100 dzieci z parafii w Niewodnicy przystąpiło do Komunii Św. Od 2 tygodni przygotowywał je do tego wydarzenia wikary ks. P. Obolewicz. Na uroczystość przybył ks. prob. A. Ostrowski i wygłosił kazanie. „Gdy chłopcy w czarnych ubrankach a dziewczynki w białych ze świecami w ręku przyjmowały pierwszą komunię. W kościele zapanował nastrój rozrzewniający – matki płakały” („GB”, nr 7 z 13 VI 1915 r.). W tym samym numerze gazety jest zupełnie niewojenna wzmianka. Otóż nowoprzybyły dyrektor fabryki Moesa ze względów oszczędnościowych zabronił podlewania wodą z fabrycznego wodociągu robotniczych ogródków. Panowała susza. Noszenie wody z rzeki ze względu na odległość było niemożliwe. Rośliny czekała zagłada. Redaktor w związku z tym snuje sugestię, „że stosowniej byłoby opodatkować właścicieli za zużycie wody do podlewania ogródków, aniżeli niszczyć w nich rośliny”. Po upływie miesiąca można było przeczytać. „Bieda i troska o chleb powszedni coraz częściej zagląda do schludnych chatek pracowników naszej miejscowości. W fabryce C. A. Moesa zatrudniającej przed wojną do 1500 ludzi, pracuje zaledwie 700 robotników, a i ci mają wynagrodzenie nader skromne. Przed wojną zwykła robotnica zarabiała przeciętnie 5 rb. tygodniowo, obecnie zaś musi się zadowolić płacą 3 rublową. Zjawisko obniżania płacy w fabryce choroszczańskiej jest dla robotników tym przykrzejsze, że jak im wiadomo, w pobliskich fabrykach białostockich płaca zarobkowa z powodu okoliczności stanu wojennego i nadmiernej drożyzny w wielu wypadkach została podwyższona. Krąży wprawdzie wśród robotników wersja, że nieobecny właściciel polecił zarządzającemu fabryką, p. E. Zajfertowi, przedsięwziąć środki w celu polepszenia bytu pracowników fabryki, lecz jak dotychczas, w niczym jeszcze polecenie to nie zrealizowało się.
A czas, czas po temu już wielki…
Cicho i spokojnie upływa życie w naszej osadzie. Nie ma pijaństwa i nieodłącznych nałogu tego towarzyszy: gry karcianej, kłótni i bijatyki. Obecnie więc zwierzchność fabryki nie może używać argumentów w rodzaju: mniej zarobią – mniej przepiją. Jeżeli teraz robotnik zwraca się o polepszenie warunków, to zmusza go do tego jedynie istotna potrzeba.” („GB”, nr 12 z 18 VII 1915 r.).
Opis Choroszczy w ostatnich dniach pobytu Rosjan możemy odnaleźć na kartach pamiętnika Władysława Glinki („Pamiętnik z Wielkiej Wojny”, b.r.w., s. 89 – 92), ziemianina z okolic Ostrołęki, który w drodze do Rosji tu krótko gościł. „Przejechawszy miasteczko, ujrzałem szereg wielkich, piętrowych, murowanych zabudowań. Sądziłem, że to koszary, a ponieważ w kilku największych budynkach słychać było warczenie maszyn, pomyślałem że wyrabiają amunicję. Dopytałem się nie bez trudności o znajomego pułkownika Skorupskiego, który mnie przyjął z otwartymi rękami i poczęstował herbatą. Rozglądając się spostrzegłem na ścianach szereg fotografii z niemieckimi dedykacjami, a na honorowym miejscu wielkie czarne aksamitne serce, z wyhaftowanym na żółto napisem. Pułkownik, ubawiony moim zdziwieniem, objaśnił mnie, że Choroszcz jest wielką fabryką sukna p. Moesa, miasteczko jest przy niej małym dodatkiem. Właściciel został, jako Niemiec, wysiedlony do Rosji, fabryka zarekwirowana robiła przez pewien czas sukno dla intendentury, obecnie wyrabia materiały z wełny, którą Żydzi zwozili niewielkimi partiami do przerobu. Między robotnikami dużo było Polaków; administracja, majstrowie i dozorcy, wszyscy Niemcy, byli wywiezieni na wschód, a ich mieszkania zajął sztab…. Pułkownik Skorupski nalegał abym nocował u niego, lecz w jego pokoiku już spał z nim drugi pułkownik, Trydenckij, przytem dla koni nie było żadnego pomieszczenia i musiałyby nocować na ulicy. Furman mój przyszedł z wiadomością, że u proboszcza jest miejsce w stajni, na plebanii zaś mieszka, między innymi oficerami, jakiś „warszawski hrabia”. Udałem się więc do księdza; był w kościele, ale przyjął mnie serdecznie porucznik hr. Wojciech Miączyński … Zjawił się i proboszcz, ksiądz Ostrowski, dostałem na górze pokój, łóżko, słowem nocleg znakomity, a tymczasem porządną kolację … Chowam wielką wdzięczność dla ks. Ostrowskiego za jego gościnność i serce. Gdym kucharce wsunął napiwek za fatygę, jaką miała ze mną, furmanem i końmi, wzięła go, a po chwili odniosła i chciała gwałtem oddać, mówiąc, że od człowieka, który tyle przecierpiał i z bogacza stał się nędzarzem, pieniędzy przyjąć nie może… Trzeba było całej mojej wymowy, aby skłonić gospodynię do zatrzymania papierka.” Tytułem uzupełnienia dodam, że na terenie fabryki Moesa stacjonował wówczas sztab XII armii rosyjskiej.
Dysponuję kilkoma dokumentami, które w jakimś stopniu zrekonstruują sytuację odnoszącą się do samego bieżeństwa. Pierwszy nosi tytuł „Akt” i jest to jednostronicowy drukowany formularz w języku rosyjskim, który wypełniała komisja. Zawiera on szczegółowa wycenę ruchomego mienia mieszkańca Zawad (gmina Choroszcz) Bazyla Wasilewskiego, które pozostawił na miejscu. To miało być podstawą w przyszłości do wypłaty odszkodowań. W skład komisji weszli sołtys (starosta) wsi Baciuty, 2 mieszkańców Zawad i sołtys Topilca. Oszacowany majątek złożył się na sumę 2730 rubli, w tym sieczkarnia – 20 rb., młocarnia – 90 rb., ręczna maszyna do szycia – 60 rb., brona – 22 rb., 15 uli z pszczołami – 225 rb.
Protokół komisji z wyceną majątku Bazyla Wasilewskiego. Z lewej strony: u góry – data wydania dokumentu, poniżej – odcisk pieczęci sołtysa Topilca.
Na dole jest odciśnięta pieczęć: Topilskij Sielskij Starosta. Równie ważna jest data – 1 VIII 1915 rok. Po uwzględnieniu różnicy wynikającej z obowiązującego wówczas kalendarza juliańskiego wiadomo, że komisja pracowała 13 VIII, tj. 12 dni przed zajęciem Topilca przez 150 regiment armii niemieckiej. Doszło wówczas do potyczki w wyniku której zginęło co najmniej 10 nieznanych żołnierzy rosyjskich i 18 zidentyfikowanych Niemców. Topilec jako wieś całkowicie prawosławna ewakuował się w całości. Podobnie Kol. Topilec, wówczas znana jako Nowy Topilec. W przypadku Zawad pozostały na miejscu jedynie 4 katolickie rodziny Popków. O skali przedsięwzięcia niech świadczy fakt, że w 1906 roku Topilec liczył 206 osób, a Kolonia Topilec 85 osób. Tuż przed wyjazdem ówczesny proboszcz prawosławnej parafii topileckiej ks. Włodzimierz Werpulewski zdecydował aby ukryć przed Niemcami dwa cerkiewne dzwony, dwa złote krzyże, złotą czaszę i panikadzidło (pojemnik do spalania kadzidła). Dół wykopał mieszkaniec Topilca Jan Piechowski. Schowano w nim także broń myśliwską należącą do księdza. Obaj z Rosji nie wrócili. Jan Piechowski zmarł na tyfus w 1919 roku i spoczął koło wsi Szeleżni na Ukrainie. Nikt inny nie znał miejsca ukrycia cerkiewnych utensyliów. Nigdy ich nie odnaleziono. Jako najbardziej prawdopodobne miejsce wymienia się prawosławny cmentarz lub tzw. Popow Sad, gdzie stał budynek plebanii.
Cerkiew w Topilcu tuż po zajęciu wsi przez Niemców w 1915 r.
(źródło: www.chram.com.pl)
Chłopi ze wsi Bokiny (tuż za Narwią, obszar guberni łomżyńskiej) zachowali się inaczej. Wypędzeni z domów dojechali zaledwie do Zalesian i tu ukryli się w lesie. Kiedy front przetoczył się powrócili do swoich gospodarstw. Dużym przytuliskiem stała się Puszcza Białowieska. Zostało w niej też wiele grobów po wygnańcach, którzy padli z głodu, wyczerpania i chorób.
Kiedy kozacy ogłosili mieszkańcom Rogowa, Rogowa Majątku i Rogówka konieczność porzucenia swoich gospodarstw i udania się w nieznane ludzie nie kryli oburzenia. Najgłośniej i wręcz buntowniczo zachowywał się zaścianek szlachecki Rogówek. Rosjanie byli gotowi puścić wieś z dymem. Sytuację uratował dawny żołnierz. Zaprosił mundurowych do karczmy i ugościł alkoholem. Pomogło.
Dokąd kierowano przesiedleńców? Chyba najbliższe prawdy jest powiedzenie – tam, gdzie kolejarz przestawił zwrotnicę. Panowała zasada im dalej tym lepiej. Szczątkowe dane, które zdołałem zebrać pokazują, że sąsiedzi i osoby z pobliskich miejscowości zostali rozproszeni na ogromnym obszarze Rosji. Parfieniusz Leszczuk z Topilca trafił do Petersburga. W Baciutach na miejscu pozostały tylko 3 rodziny, reszta wyjechała. Rodzina Czeczków do Smoleńska, rodzina Mularczyków do Omska (chociaż byli z tej samej wsi). Jan Nieścierewski „wylądował” na Uralu, koło Złatousta. Pracował tam w fabryce amunicji. Z Kościuk rodzina Bazyla Zołotara trafiła do Czelabińska. Mieszkańców Choroszczy Władysława i Marię Sroczyńskich uchodźcza fala zaniosła do Omska. Władysław, rocznik 1886, w 1912 roku zasiadał w Radzie Sztabowej Choroszczańskiej Ochotniczej Straży Ogniowej. Był wysokiej klasy stolarzem i nauczycielem zawodu. Jego żona wywodziła się z rodziny Tureckich. Podczas pobytu w Rosji 19 VIII 1919 r. przyszła na świat ich córka Cecylia. Wrócili do kraju dopiero w 1921 r., ponieważ Omsk był miejscem krwawych walk między białymi i bolszewikami.
Jakie były losy tych, którzy wyjechali w głąb Rosji zilustruję na przykładzie rodziny Lebiedzińskich z Choroszczy złożonej z Antoniego (1878 – 1936), żony Marii (1888 – 1939) oraz ich dzieci: Ignacy (ur. 1908 r.), Maria (ur. 1910 r.) i Antoni (ur. 1916 r.). Antoni Lebiedziński wraz z wybuchem wojny został zmobilizowany do armii rosyjskiej. Trud opieki nad dziećmi podczas tułaczki w Rosji spoczywał wyłącznie na jego żonie Marii. Z zachowanych dokumentów za najważniejszy może uchodzić książeczka nr 960 wydana przez organizację pod nazwą „Ustrojstwo Bieżencew Frontu Południowo – Zachodniego”. Druk jest w języku rosyjskim, natomiast adnotacje ręczne są po polsku i rosyjsku. Na pierwszej stronie są podstawowe dane właścicielki: narodowość polska, wyznanie katolickie, mieszczanka, gospodyni domowa. Książeczka została wydana 4 VIII 1916 r. przez Michniewicza. Miejscem zamieszkania Marii Lebiedzińskiej był Chersoń, ul. Kupiecka 48. Z adnotacji wynika jednak, że przybyła ona do tego miasta już 23 IV 1916 r. Na drugiej stronie zamieszczono instrukcję jak należy postępować. Przede wszystkim książeczkę należało chronić i zawsze mieć ją przy sobie. Bez niej nie było możliwości aby otrzymać przysługujące zaopatrzenie. Tu są wpisy o wielkości otrzymanych zasiłków pieniężnych. Jeżeli właściciel jest analfabetą i ma wątpliwości co do wypłaconych kwot, niech znajdzie natychmiast osobę piśmienną i o ile okaże się, że powstała nieprawidłowość to należy zgłosić się do Komisji Ziemskiej lub Naczelnika Ziemskiego. Na stronie 5 ujęto dane odnośnie pomocy mieszkaniowej: od 1VI do 1 X 1916 r. wypłacono czterokrotnie po 5 rb., od 1 X do 1 IV 1917 r. sześciokrotnie po 8 rb., od 1 XII 1918 r. do 1 III 1918 r. trzykrotnie po 4 rb. Widzimy, że w 1917 roku pomoc stała się dorywcza. Jest to zapewne rezultat chaosu porewolucyjnego w Rosji. Na stronie 8 odnotowywano pomoc żywnościową: od 1 VI 1916 r. były to kwoty od 6 do 24 rb., średnio po 20 rb. co miesiąc. Ostatnią wydano 19 VI 1918 r. w ilości 38 rb.
Książeczka należąca do Marii Lebiedzińskiej wydana w Chersoniu.
Co pół roku istniał obowiązek uzyskania przedłużenia pobytu czasowego w danym miejscu. Regulowało to „Zaświadczenie czasowe” wydawane przez Czasowy Komitet Pomocy Bezdomnym Mieszkańcom Królestwa Polskiego. Zachowały się dwa takie dokumenty. Jeden z datą 12 IV 1917 r. z nr 503. Drugi nosi datę 1 XII 1917 r. i nr 360. Wynika z niego, że Maria Lebiedzińska od 23 IV 1916 r. w Chersoniu mieszkała z dziećmi, w domu Turczyna, przy ul. Targowej 64.
Latem 1918 roku rodzina Lebiedzińskich zaczyna czynić starania o powrót do kraju. Informuje o tym dokument pod nazwą „Zapis na powrót do Kraju” wydany 18 VI przez Polski Komitet Powrotu do Kraju Oddział w Chersoniu. Oprócz Marii widnieją dane Antoniego Lebiedzińskiego ujętego jako żołnierz dymisjonowany, rolnik, zostawił 22 dziesięciny ziemi na której został stryjeczny brat. Dokument wymienia z dzieci Marię i Antoniego, a nie wspomina o Ignacym (wrócił w późniejszym terminie). Rodzinie towarzyszy 65 letni Kozłowski Marian. Jako miejsce powrotu wskazuje się stację Białystok i gminę Choroszcz. Ojciec rodziny z posiadanych dokumentów wymienia świadectwa wojskowe, a jego żona paszport DF434 wydany w Woroneżu. Wszyscy deklarują się jako osoby zdrowe, bez środków na powrót do kraju. W Komitecie Chersońskim zostali zarejestrowani pod nr 360 i 462.
Dokument dający prawo powrotu do Polski rodzinie Lebiedzińskich.
Patrząc na numerację załatwianych spraw widać, że polska kolonia w Chersoniu liczyła co najmniej kilkaset osób. To tu w 1916 r. urodził się Adam Rogowski, późniejszy żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pod pseudonimem „Henryk Skierski” latał jako kapral radiotelegrafista w 304 Dywizjonie Bombowym Ziemi Śląskiej. Zginął 10 I 1942 r. podczas lotu bojowego nad Niemcami. Został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy i trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Jego symboliczny grób znajduje się na choroszczańskim cmentarzu.
Ostatni dokument to Personalausweis, nr 6481, wydany 21 IX 1918 r. w Białymstoku, wydany przez Kreishauptamana dla Marii Lebiedzińskiej. Co istotne jako jej przynależność państwową wskazuje Litwę (Litauen). Koło się zamknęło. Lebiedzińscy powrócili na ojcowiznę.
Niemiecki dokument tożsamości wydany Marii Lebiedzińskiej w 1918 r.
Inni mieli mniej szczęścia. Dane statystyczne wskazują, że choroby i poniewierka zabiły ok. 30 % bieżeńców. W Topilcu i Kolonii Topilec w 1921 roku doliczono się zaledwie 132 osób, które żyły w 17 chatach. W samym Topilcu ci co powrócili zastali zaledwie dwa ocalałe domy. Początkowo przyszło im mieszkać u krewnych w sąsiednich wsiach, np. w Zawadach.
Dziękuję p. Ani Kuczyńskiej za możliwość wykorzystania dokumentów z jej domowego archiwum, a p. red. W. Cymbalistemu za podzielenie się historią rodziny.
Henryk Zdanowicz