Henryk Zdanowicz – POWSTANIE STYCZNIOWE – PRÓBA BILANSU

POWSTANIE STYCZNIOWE – PRÓBA BILANSU

W nocy 22/23 I 1863 roku grupy  powstańców szacowane na 4,5 do 6 tyś. osób zaatakowały rosyjskie garnizony w 18 miejscowościach Królestwa Polskiego (Suraż był 19) – Siły rosyjskie wynosiły wówczas 110 tyś żołnierzy. Osiem napadów zakończyło się sukcesem, cztery zaś były porażką. Najbliżej nas położony Suraż został zdobyty przez „Zameczka” – Cichorskiego, zaś atak na Tykocin nie dał efektu. Wszędzie na ogół przerwano łączność telegraficzną. Uzbrojenie powstańców było nad wyraz liche: około 600 strzelb myśliwskich, kosy, piki i siekiery, a nawet drągi (stąd drągalierzy). Naiwnie łudzono się wiarą, że kijami zdobędziemy karabiny, a karabinami armaty. Tymczasem Deskur w Radzyniu zdobył armaty ale z braku koni musiał je pozostawić.

Jednym ze skutków powstańczego zrywu o międzynarodowym wydźwięku było prusko – rosyjskie porozumienie o współdziałaniu politycznym i wojskowym podpisane 28 II 1863 roku w Petersburgu. Nosi ono nazwę konwencji Alvenslebena i było wymierzone przeciwko wolnościowym zamierzeniom Polaków. W rzeczywistości był to zręczny manewr młodego kanclerza pruskiego Bismarcka skutkujący rozbiciem rodzącego się aliansu francusko – rosyjskiego. W perspektywie 7 lat stworzy ono podwaliny do zjednoczenia Niemiec.

Dowodzący wojskami rosyjskimi gen. Ramsay zarządził 23 I koncentrację wojsk z 180 dotychczasowych punktów do 40  miejscowości. Resztę kraju pozostawił bez osłony. Zapomniano przy tym zupełnie o Straży Granicznej. Po jakimś czasie próbowano to naprawić ale większość jej uległa rozbiciu przez powstańców. Z ogólnej liczby 40 miast powiatowych Rosjanie wycofali się aż z 14. Tu powstanie odniosło sukces. Nie został on wykorzystany na dozbrojenie, mobilizację i szkolenie. Jednakże na fali ogólnego entuzjazmu i zapału powstańcze oddziały wzrosły do 20 tyś. W tym czasie Rząd Narodowy błąkał się między Płockiem a Warszawą . Nie było planu i jednolitego kierownictwa. W Warszawie zostało tylko trzech ludzi: 2 studentów (Bobrowski i Daniłowski) oraz inż. Marczewski. Rząd Narodowy mianował dyktatorem powstania Ludwika Mierosławskiego,  który wówczas przebywał w Paryżu. Po 2 tygodniach Rosjanie przechodzą do ofensywy i odtąd inicjatywa militarna jest po ich stronie. Nie będę szczegółowo omawiał kampanii wojennej powstania, ponieważ wykracza to poza temat. Nadmienię tylko, że w ciągu 18 miesięcy (I1863 – VIII 1864) przez szeregi powstańcze i bitwach udział wzięło nie więcej jak 100 tyś. ludzi, z czego 30 tyś. poległo, a ponad 7 tyś. dostało się do niewoli (spotkałem się również z cyfrą 15 351 jeńców – wg Grabca). Stoczono ok. 1200 bitew i potyczek. W VIII 1863 roku u szczytu swego rozwoju armia powstańcza liczyła 30 tyś. żołnierzy, mając przeciwko sobie 340 tyś. Rosjan, którzy stale wzmacniali swoje siły na zbuntowanych terenach licząc się z interwencją militarną Francji, Anglii i Austrii.

Powstanie Styczniowe to nie tylko walka zbrojna prowadzona przez mniejsze lub większe oddziały. Istniał i kierował całym ruchem Rząd Narodowy z administracją cywilną sięgającą najniższych szczebli terytorialnej drabiny. Wydawano akty prawne (najważniejszy z nich to dekret o uwłaszczeniu chłopów z 22 I 1863 roku), istniało sądownictwo, system poboru podatków, poczta i policja, poza krajem działała służba dyplomatyczna z Władysławem Czartoryskim. Tego rządu nikt nie widział, nie znano jego składu, bowiem działał w konspiracji. Uosobieniem rządu była pieczęć. Ona budziła powszechny respekt i szacunek. Była symbolem tajemnego państwa.

Ciosem dla powstania było aresztowanie przez Rosjan 11 IV 1864 roku Romualda Traugutta (zabrakło kierownictwa), a potem drugim ciosem było jego stracenie 5 VIII 1864 roku. Biorąc pod uwagę Insurekcję Kościuszkowską i Powstanie Listopadowe trzeba uznać zryw z 1863 roku za najdłuższy, ponieważ licząc czas od I 1863 do śmierci Traugutta widzimy, że trwał on 18 miesięcy. Nie możemy jednak zapominać, iż na Podlasiu nadal walczył przewodząc 40 osobowej partii ks. gen. Stanisław Brzóska. Zginął na szubienicy w V 1865 roku razem ze swoim adiutantem Wilczyńskim. Ale resztki jego oddziału wymykały się Rosjanom aż do XII tego roku.

Do tysięcy poległych, rannych i wziętych do niewoli doliczyć trzeba tych, którzy zginęli przed plutonami egzekucyjnymi i na szafotach lub jak to się wówczas określało: „straconych na rusztowaniach, rozstrzelanych oraz zmarłych w więzieniach, na tułactwie i na wygnaniu syberyjskim. Statystyka w tym względzie jest następująca – 396 wyroków śmierci orzeczonych przez rosyjskie sądy (stracono 7 duchownych), w tym pod rządami Murawiowa 128. Nie liczymy tu zabitych z rozkazu dowódców wojskowych. Dziesiątki tysięcy osób, które wzięły udział w powstaniu lub nawet takich, które podejrzewano o to, z mocy wyroku sądowego lub decyzją administracyjną podlegało karze katorgi i osiedlenia na Syberii. Łączna liczba sięga 38 tyś. (w tym 152 duchownych), z czego na Królestwo Polskie przypada 38 %, na Litwę i Białoruś 57 %, a na Ukrainę 5 %. Karnie do wojska wcielono 345 osób, a do rot aresztanckich 864. Apogeum przypadło na 1864 rok – 10 649 zesłanych, 1865 – 4 671, 1866 – 2 829. Poza tą grupą są osoby wysłane do tzw. „prykazu” w Tobolsku zajmującego się zesłańcami w znacznej części bez dokumentów.

Komisji i sądów polowych zajmujących się skazywaniem Polaków na Sybir było w Królestwie, na Litwie i Kijowszczyźnie ponad 20. W Królestwie tego rodzaju sądy znajdowały się w Modlinie, Radzyniu, Płocku, Łomży, Suwałkach, Siedlcach, Lublinie i Kaliszu. W Warszawie sądził Audytoriat Wojenny i Komisja Śledcza przy Namiestniku. Na Litwie sądził Audytoriat Polowy Tymczasowy w Wilnie i Grodnie, sąd wojenny przy tzw. ordonanshauzie w Wilnie, sąd wojenny w Mohylewie, Mińsku, Dyneburgu i Kijowie. Prócz tego częściej wysyłano na Sybir tzw. „porządkiem administracyjnym” na rozkaz Namiestnika lub Murawiowa (z  tej kategorii wzięła się znaczna ilość zesłańców bez dokumentów w Tobolsku). Szczególnie trudne położenie było skazanych na wieczne osiedlenie na Syberii. Dużą tu liczbę stanowiła szlachta „chodaczkowa” z Litwy zsyłana z rodzinami. W takim przypadku rodzina z sum kontrybucyjnych otrzymywała 55 rs. na zagospodarowanie, z czego koń na Syberii kosztował 25 rs. Przeważnie osadzano biedną szlachtę litewską w guberni tobolskiej.

Innym narzędziem do niszczenia polskości wykorzystywanym szeroko były kary finansowe nakładane w różnej formie: konfiskaty majątków, bądź nakaz ich sprzedaży, grzywny i kontrybucje. W efekcie dotykały one niemalże całe społeczeństwo polskie. I tak w Królestwie Polskim skonfiskowano 1660 majątków, a na ziemiach zabranych 1794 (w guberni grodzieńskiej 78). W formie kontrybucji ściągnięto z Królestwa 20 mln rb., a z Litwy 14 mln, tu dodatkowo nakazano sprzedaż 800 majątków.

Wielkim upustem polskiej krwi była również emigracja, głównie do Europy Zachodniej. Oblicza się, że wybrało ją 10 tysięcy osób. Pamiętać należy, że te wszystkie ofiary dotyczą narodu liczącego wówczas około 7,5 mln osób.

Gwoli ścisłości przytoczę również dane odnośnie, jak to określali Rosjanie, ofiar powstańczego terroru. Było ich 1593, licząc Niemców i Żydów. Mniej więcej 600 osób wywodziło się z chłopów. Po upadku powstania rząd carski przyznał zasiłki 634 rodzinom, które utraciły bliskich w wyniku powstańczych egzekucji. Kogo tracono? Przede wszystkim tych, których podejrzewano o donosicielstwo i wysługiwanie się wrogom. Również na naszym terenie tego typu sytuacje miały miejsce:

– nocą 22/23 V 1863 roku (st. stylu) w Surażu powieszono duchownego z tamtejszej cerkwi ks. Konstantego Prokopowicza (1818 – 1863). Kilka dni wcześniej gościł on oficerów z oddziału, który rozbił partię Juliana i Mikołaja Konopińskich, właścicieli folwarku Reńszczyzna;

– 25 VI 1863 roku (st. st.) w Zawykach został zabity 57 letni chłop Mateusz Matys;

– 4 VII 1863 roku (st. st.) w Turośni Kościelnej powieszono 40 letniego kowala Franciszka Wawreniuka;

– 25 VII 1863 roku (st. st.) także w Zawykach powieszono chłopa Ławrentego Siemienczuka.

W Petersburgu zapadły decyzje o zupełnej likwidacji autonomii Królestwa Polskiego. Docelowo stopić się miało z resztą ziem rosyjskiego imperium pod każdym względem. Każdy Polak w myśl rosyjskiego przysłowia miał składać się z „duszy, ciała, paszportu i uniformu”.  Już w 1864 roku car powołał tzw. Komitet Urządzający, który miał przygotować stosowny program rusyfikatorski. W układzie chronologicznym tak się przedstawia realizacja wytycznych owego Komitetu:

-1865, ukazem wprowadzono język rosyjski do administracji w Królestwie, w tym samym roku 8 XI  nastąpiła kasata 109 klasztorów;

– 1867, zniesienie autonomii Królestwa poprzez likwidację odrębnego budżetu oraz oficjalnej nazwy. Od lat 70 – tych w korespondencji urzędowej, a potem publicystyce zaczęto używać określenia Priwislańskij Kraj;

– 1869, likwidacja Szkoły Głównej Warszawskiej. Na jej miejsce powstał stricte rosyjski uniwersytet. Do tego czasu w szkolnictwie niższym zaprowadzono język rosyjski (poza nauczaniem religii). Język polski, jako język obcy był nauczany po rosyjsku;

– 1869 -1870, odebranie praw miejskich dziesiątkom miast jako retorsja za popieranie buntu. U nas dotknęło to min. Tykocin i Suraż. W konsekwencji doprowadziło to degradacji i upadku cały szereg miejscowości;

– 1874, zniesiono urząd Namiestnika przy „okazji” śmierci ostatniego Namiestnika Teodora Berga;

– 1886, zlikwidowano Bank Polski.

Przez cały czas, krok po kroku rugowano z administracji Polaków i każdą osobę wyznania katolickiego. Ba, nawet posiadanie żony należącej do tej religii było okolicznością obciążającą i mogło zepsuć karierę. W ten sposób usunięto z administracji 14 tyś. Polaków. Spis przeprowadzony w 1897 roku wykazał, że zaledwie 1,1 % pracowników stanowią Polacy w służbie państwowej. Na to miejsce napłynęła cała chmara łakomych „abrusitilielej”. Czekał na nich 50 % dodatek do pensji za pracę we wrogim otoczeniu, co 5 lat ich pensja rosła o 15 %, a po 20 latach mogli już liczyć na pełną emeryturę.

Rusyfikacja była szczególnie ostra w generał –gubernatorstwie wileńskim. Wynikało to przede wszystkim z osobistych cech kierującego tym okręgiem Michała Murawiowa. Wymienię tylko niektóre z jego „reform”:

– z dawnego „Kuryera Wileńskiego” powstał 1 I 1864 roku „Wileńskij Wiestnik” z 6 tysiącami  rubli rocznej subwencji. Wszystkie urzędy miały narzuconą odgórnie obowiązkową prenumeratę;

– w Wilnie założono stały teatr rosyjski z 18 tysięczną subwencją;

– w I 1864 roku niejaki Seńkowskij otworzył w Wilnie pierwszą rosyjską księgarnię. Zaczęto zakładać biblioteki rosyjskie, które otrzymywały subwencję wynoszącą 800 rb. rocznie;

– w I 1864 roku utworzono w całym generał – gubernatorstwie 30 osobowe komendy żandarmskie (w 50 powiatach). Jako jedna z pierwszych powstała w powiecie bielskim;

– 18 III 1864 roku wyasygnowano z kasy państwa 5 mln rb. na pożyczki dla Rosjan, którzy chcieliby nabyć dobra na Litwie;

– zagarniano kościoły na cerkwie, w 1864 – 21, w 1865 – 37. W Wilnie odebrano katolikom 6 kościołów, w Bielsku Podlaskim kościół pokarmelicki zamieniono na cerkiew. Zaczęto też wznosić masowo nowe, murowane cerkwie. W ciągu trzech lat (1863 – 65) powstało ich 85. W Wilnie ludność polska i żydowska musiała złożyć 180 tyś. rb. srebrnych na budowaną cerkiew p.w. Aleksandra Newskiego. Właściciel wsi Pobikry w bielskim powiecie – Ciecierski – musiał dostarczyć budulca na powstające cerkwie w Bielsku, Siemiatyczach i Ciechanowcu. Cerkwie w Topilcu, Choroszczy i Fastach, chociaż nieco późniejsze, powstały na tej samej fali;

– duchowieństwo prawosławne otrzymało wyższe pensje. W mieście pop otrzymywał od 400 do 700 rb. rocznej pensji, a na wsi co najmniej 220;

– z kolei 24 VI 1864 roku wyszedł cyrkularz zgodnie z którym proboszczem, wikariuszem czy kapelanem mógł zostać ksiądz tylko za zgodą gubernatora. Zabroniono księżom brania do posługi osoby wyznania prawosławnego, a także swobodnie podróżować po powiecie. Zabroniono kazań z pamięci i rękopisów bez akceptacji władz. Biskupi wskazywali cenzora, którego ostatecznie zatwierdzał gubernator. Zniesiono katolickie bractwa religijne. Dla odmiany takie bractwa powstały przy cerkwiach.

To musiało dać efekt. Na tzw. ziemiach zabranych, mówiąc inaczej Kresach Wschodnich, ostoją polskości był dwór szlachecki lub liczne tam zaścianki drobnej szlachty oraz Kościół Katolicki. Cios był wymierzony celnie. Gmach począł się kruszyć. Nawet pośród księży katolickich znaleźli się odstępcy typu Tupalskiego, Nemekszy, Żylińskiego i Senczykowskiego łakomi na carskie medale. Celnie ujął to Marian Zdziechowski mówiąc: „Rosyjski system nie przetopił duszy polskiej, ani nie zmienił jej jestestwa, wpuścił w nią jednak zarazek deprawacji.” To co emanowało polską kulturą i przyciągało teraz mogło być co najwyżej kultywowane w zaciszu domowym. Wielka zasługa w tym kobiet, które stawały się strażniczkami polskiej tradycji narodowej. Pisze o tym min. Józef Piłsudski wspominając swoją Matkę. Ale życie nie znosi próżni. Regres żywiołu polskiego stworzył możliwość odrodzenia litewskiej tożsamości narodowej i wreszcie po dłuższej perspektywie – białoruskiej. Wywłaszczona szlachta udawała się na ogół do miast i lokowała się w zawodach inteligenckich. Inna jej część z różnorakim szczęściem próbowała przedsiębiorczości.

W ten oto sposób odchodziła w przeszłość stara królewsko – jagiellońska Rzeczpospolita złożona z trzech członów: polskiego, litewskiego i rusińskiego. Powstanie Styczniowe było jej ostatnim akordem. Stare społeczeństwo umierało, a nowe jeszcze nie powstało. Po carskim ukazie z 2 III 1864 roku o uwłaszczeniu przybywał nowy segment – chłopi. Stają się właścicielami swoich gospodarstw. W 1920 roku ich synowie będą bronić młodej polskiej niepodległości przed bolszewicką nawałą.

Wydawać by się mogło, że te wszystkie nieszczęścia rzucą na kolana polski naród przed rosyjskim zaborcą. Wtedy gdy dookoła znikąd nadziei jakże pomocna jest polska przekora i… humor. Oto próbka warszawskiego dowcipu, który krzepił:

– Co wy robicie, jak wam jedno pismo zawieszą? Kładziemy się od śmiechu na podłogę, potem wstajemy i otwieramy inne;

– Proszą pana jak się dostać do więzienia dla politycznych? Kichnij pan tu na rogu ze trzy razy z rzędu, a natychmiast tam pana zaprowadzą;

– Podobno na poczcie w Królestwie mają wprowadzić polski język? A tak, do naklejania znaczków.

Pojawiały się nowe definicje pojęć:

– bagnet: instrument konstytucyjny;

– balon: komisarz cyrkułowy podczas stanu wojennego;

– cywilizacja: słowo wyjęte w Rosji z obiegu;

– facecja: prawo o swobodzie osobistej;

– konstytucja: złamanie kilku żeber, urwanie ręki i nogi, pięć kul w głowie lub brzuchu.

W Warszawie pod koniec XIX wieku było już blisko 20 cerkwi. Szczególnie ostentacyjny i raniący uczucia Polaków był sobór wzniesiony w 1894 roku na Placu Saskim z stojącą obok bardzo wyniosłą dzwonnicą (opowiadano o niej bardzo niewybredne żarty). Wszystkie te budowle miały świadczyć, iż tu panuje Rosja, a Rosjanie są u siebie. Tymczasem warszawska ulica nuciła:

Poczekajcie – no kopułki,

Przyjdą jeszcze z Francji pułki,

My nie chcemy obcej wiary,

Wróci nasza i pijary.

W 1905 roku ukazały się „Przykazania narodowe. Zbiór wskazówek politycznych dla Polaków pod panowaniem rosyjskim”. Zalecano w nich aby wobec Rosjan zawsze używać języka polskiego. Trzeba było unikać posługiwania się rosyjskimi powiedzeniami i przysłowiami. Podczas przyjęć i spotkań towarzyskich za naganne uważano śpiewanie rosyjskich piosenek. Przyjmowanie Rosjan w domach, a nawet osób w rosyjskich mundurach było sprzeczne z kanonem poprawnego zachowania się. Zatem jak sobie radzono? Wynaleziono na to remedium. Sposobem na obejście przepisów w kwestii urzędowego języka stał się francuski. W tym to języku adresowano korespondencję, pisano szyldy. Po francusku zwracano się do Rosjan o ile było to konieczne.

Klęska powstania wywołała głęboki wstrząs w polskim społeczeństwie i to we wszystkich zaborach. Znalazł on odbicie w publicystyce, szeroko rozumianej literaturze. Legł u podstaw rozwoju nowoczesnej polskiej myśli politycznej. W chwili gdy milkły ostatnie powstańcze strzały w Krakowie i Warszawie, początkowo w bardzo wąskim gronie, poczęła się rodzić nowa idea – dość konspiracji, kraj potrzebuje pracy, trzeba się kształcić i cegła po cegle budować gmach siły ekonomicznej narodu. Prąd ten nazwano pracą organiczną lub pracą u podstaw. „My bez broni więc, Polacy, praca dziś to nasza broń”. Słowa tej piosenki w sposób bardzo celny oddają istotę tego nurtu ideowego. W Krakowie opierał się on na Stanisławie Tarnowskim i Stanisławie Koźmianie, autorach politycznej satyry „Teka Stańczyka”, stąd potem całe środowisko nazywano „stańczykami”. W Warszawie prym wiodła od 1866 roku redakcja „Tygodnika Powszechnego” z czołowym publicystą Aleksandrem Świętochowskim.

Przez pierwsze 20 lat po upadku powstania (jedno pokolenie) rozpamiętywano klęskę i opłakiwano ofiary. Symbolem tego czasu są prace upamiętniające poległych i zmarłych: Hipolita Stupnickiego „Imionospis poległych straconych ofiar powstania r. 1863 i 1864”, Lwów 1866 oraz Aleksandra Nowoleckiego (ps. Kolumna Zygmunt) „Pamiątka dla rodzin polskich. Krótkie wiadomości o straconych na rusztowaniach, rozstrzelanych, poległych i zmarłych na wygnaniu sybirskiem i tułactwie ofiar z 1861 – 66 ze źródeł urzędowych, dzienników, jak nie mniej z ustnych podań osób wiarygodnych i towarzyszy broni, zebrał i ułożył Zygmunt Kolumna z wstępem skreślonym przez Bolesławitę”, Kraków 1868. Do martyrologii naszego terenu odnosi się z kolei praca Napoleona Ekielskiego „Dokumenta urzędowe do historii gospodarstwa moskiewskiego w Polsce (od r. 1734 -1866), Kraków 1870. Wymienię też książki Władysława Czaplickiego „Czarna księga 1863 – 1868”, Kraków 1869 i „Moskiewskie rządy na Litwie 1863 – 1869”, Kraków 1869. Z czasem zaczęła się rodzić legenda Powstania Styczniowego. Ujmowano to lapidarnym – GLORIA VICTIS, a później mówiono już tylko  GLORIA. Pokolenie synów i córek powstańców powróciło do myśli walki zbrojnej przeciwko zaborcom. Legenda Powstania Styczniowego pozwoliła Józefowi Piłsudskiemu unarodowić polski ruch socjalistyczny. Z niej wyrosły Legiony Polskie i Polska Organizacja Wojskowa, a garstka powstańców doczekała się niepodległej Polski.

Na zakończenie przytoczę dwie wypowiedzi, które moim zdaniem najlepiej odpowiadają na pytanie o sens walki zbrojnej. Prof. Henryk Wereszycki swego czasu wyraził się – „powstania nie były konieczne, ale były nieuniknione”. Z kolei Antoni Słonimski uważał, że powstania „były może rzeczą beznadziejną, ale… dawały oddech. Gdyby nie było powstań, nie bardzo wierzę, że byłoby Dwudziestolecie. Bo bylibyśmy zgnojeni, bylibyśmy prowincją rosyjską”.

Henryk Zdanowicz

Ten wpis opublikowano w kategoriach: Artykuły, Historia z tagami: , , , , , , . Dodaj do zakładek ten link.

Komentowanie wyłączono.