por. Jan Dziejma ps.„Grom”
Urodził się 1.10.1910 roku we wsi Kruszewo powiat Białystok. Ojciec Antoni, matka Julia byli rolnikami i mieszkali w samym środku wsi. Miał o dwa lata młodszego brata -Emiliana. Matka Julia z domu Chmielewska pochodziła z miejscowości Jeńki położonej po drugiej stronie Narwi. Była córką powstańca styczniowego. Sąsiadami Dziejmów byli Stanisław Sokół, który prowadził sklep,Zagórscy,Cieśluki, Krysiewicze. Do Szkoły Powszechnej uczęszczał również w Kruszewie, powstała ona zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W Księdze Głównej Szkoły Powszechnej w Kruszewie za rok 1921/22 odnotowano Jana Dziejmę pod poz. 10. jako ucznia oddz. III mającego 11 lat. U większości dzieci w rubryce „kiedy rozpoczął naukę „jest wpisany rok 1918 lub 1919, tylko w jednym przypadku- 1917.Szkoła funkcjonowała , jak wspominają mieszkańcy „po chatach”, uczył jeden nauczyciel. Nie jest znane nazwisko pierwszego nauczyciela, dopiero księga z 1923 jest wyraźnie podpisana nazwiskiem Czesława Sucharskiego. W 1927 roku otwarto szkołę w nowym budynku , który swym wyglądem bardziej przypominał pałac. Kierownikiem szkoły został obrońca Lwowa Józef Świrniak. Duże zmiany w życiu rodziny i całej wsi nastąpiły po reformie rolnej w 1926 roku. Część mieszkańców wsi którym przydzielono ziemię na koloni Śliwno, postanowiła przenieść tam swe gospodarstwa. Powodem tej decyzji była również niesamowicie gęsta zabudowa wsi, co uniemożliwiało rozwój gospodarstw. Na koloni Kruszewo w pobliżu dawnego majątku Karpiniec powstała mała osada złożona z kilku nowych gospodarstw przytulonych do bagiennego olszynowego lasu zwanego Karane. Przeniosła się tam poza Dziejmami również rodzina Radłowskich, Krysiewiczów,Cieśluków,Sokołów. Najbliższym sąsiadem Dziejmów był Kościuczyk Józef. Wspólna budowa nowych domów, budynków gospodarczych szybko wytworzyła nowe więzi sąsiedzkie. Jan Dziejma wspólnie z całą rodziną cierpliwie urządzali nowe gospodarstwo. Było ciężko i biednie. Trwało to, aż do pójścia do wojska.
5 kwietnia 1932 roku powołano go do służby zasadniczej w 42 pp w Białymstoku. Po ukończeniu szkółki dla podoficerów i awansie na kaprala przed końcem służby, dostaje przydział do 1kom. CKM 42pp.W 1936 roku wzięty do rezerwy kończy kurs dla podoficerów w Warszawie. W 1937 roku ponownie otrzymuje wezwanie na ćwiczenia, po których awansuje na plutonowego. Przebiegiem jego służby wojskowej zainteresował się kierownik szkoły w Kruszewie Józef Świrniak. Był on oficerem rezerwy ze stopniem ppor. i zarazem Komendantem Drużyny Strzeleckiej „Strzelec”. Poprosił go, aby przyjął funkcję zastępcy komendanta, oczywiście społecznie. Strzelców przeorganizowano dzieląc na drużyny , każdej przydzielając miejscowych kaprali rezerwy. Od tego czasu szkolenie było bardziej dynamiczne , trwały zajęcia w terenie, urządzano gry wojenne. Razem z nimi ćwiczyły dzieci z najstarszych klas z organizacji „Orlęta”. Na wyposażeniu „Strzelców” była wiatrówka, kbks.,12 sztuk austriackich Mannlicherów, zamienionych później na polskie Mausery z Radomia. Razem z Mauserami drużyna otrzymała od wojska mundury piechoty.
Wobec zbliżającej się wojny Jan został zmobilizowany 22 sierpnia 1939 roku do 42pp w Białymstoku. Jego I kom. CKM razem z 42 pp udała się nad pruską granicę w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”Po dwóch tygodniach krwawych walk,o Nowogród,Łomżę,Zambrów, oddział w którym walczył, został rozbity, nieliczni przedarli się za Narew, by pójść na południe. Uniknął niemieckiej niewoli, aby wpaść do rosyjskiej. Szczęśliwie przeszedł „ próbę rąk” i został zwolniony do domu, był przecież chłopem, ręce miał twarde i zniszczone od pracy. Powrócił 24.09.1939. Z tego okresu walki z agresorem i goryczy z klęski, pochodzi ten fragment jego wiersza:
„Podchodzi wróg pod druty
mój karabinek gra
na takie straszne nuty
że aż ze strachu, serce drga”
Rodzice i brat bardzo się ucieszyli, że wrócił z wojny. Jednak, panowało powszechne przygnębienie z powodu przegranej wojny. Niepewność jutra, obawa jak dalej potoczą się ich losy,gdyż trwała już sowiecka okupacja. Na jesieni, po referendum, okazało się, że Kruszewo wstąpiło ”na ochotnika” do Białoruskiej Republiki Radzieckiej. Zbudowano nową administrację, wybrano trójki wiejskie,przyszli nowi nauczyciele do szkoły. Rozpoczęto akcję wymiany dokumentów na radzieckie. Nowością stały się również bardzo częste zebrania wiejskie,na których politrucy obiecywali świetlaną przyszłość. Bezrolnym obiecywano ziemię i drzewo z cudzego lasu. Niektórym , szczególnie małorolnym te obietnice trafiały do przekonania. W Kościukach powstał pierwszy na tych terenach kołchoz. Następny powstał w majątku Rogowo z zagarniętej ziemi rodzinie Łuszyńskich i Bartoszewiczów. Stateczni gospodarze patrzyli na to z nieufnością i niedowierzaniem. Nie mieli zamiaru sprzyjać okupantowi, tym bardziej że w sklepie zrobiło się pusto i trudno było cokolwiek kupić. Kiedy na zebraniu ktoś o to zapytał, to komisarz mówił że dowiozą i na gadaniu się kończyło. Narzucone kontyngenty na zboże , mleko, mięso były dużym ciężarem dla gospodarstw. Padł strach na ludzi, gdyż rozpoczęły się aresztowania byłych urzędników państwowych, wojskowych i nauczycieli. W pierwszą okupacyjną zimę mieszkańcy wsi zbierali się wieczorami u sąsiadów i powtarzali usłyszane wieści. Te były coraz gorsze, zaczęto mówić o wywózkach na Syberię. I stało się. W styczniu 1940 roku aresztowano najpierw kierownika szkoły w Kruszewie Józefa Świrniaka, potem jego całą rodzinę. Drugą, aresztowaną rodziną, była rodzina Antoniego Cieśluka ze Śliwna. Był on zmobilizowany w 1939 roku do żandarmerii wojskowej. Dostał się do sowieckiej niewoli i tam przepadł. Na pierwszego maja 1940 roku urządzono w szkole wiec. Poprzedzony był pochodem pierwszomajowym. Cała szkoła wraz z zwolennikami nowego ustroju ustrojona w chorągiewki i czerwone sztandary przeszła ze szkoły przez wieś i szosą powróciła polną drogą zwaną„ściankową” do szkoły. Spędzono tam mieszkańców Kruszewa, Śliwna by wysłuchali pochwał na temat ustroju sprawiedliwości społecznej. Odbyły się występy sprowadzonej na tą okazję radzieckiej artystki,a dzieci śpiewały pionierskie piosenki. Jaki to był wstyd dla dla pozostałych. Rok później,na następnym wiecu, gdy entuzjazm już minął, czerwonych flag już nie przyniesiono. Jan Dziejma wraz ze swym bratem Emilianem najczęściej chodzili do swego sąsiada, Radłowskiego Franciszka. Posiadał on nielegalnie radio na baterię, którego słuchali w tajemnicy. Później skonstruował własne, gdyż radio było jego pasją. Z niego dowiedzieli się że powstają w całej Polsce organizacje podziemne, których celem jest walka z okupantem. Postanowili założyć swoją. Z radia wiedzieli, że powstał Związek Walki Zbrojnej, założony przez rząd na emigracji. Na pierwsze założycielskie zebranie w stodole w czerwcu 1941 roku stawiło się siedem osób, w tym cztery, stanowiła rodzina Dziejmów. Jan został ich dowódcą,był najstarszy stopniem i miał doświadczenie w walce. Ustalono również listę osób, które należy zwerbować do organizacji. Byli to sąsiedzi, koledzy z klasy, kuzyni,członkowie drużyny strzeleckiej, żołnierze którzy odbyli kampanię wrześniową. Porozumiano się również z proboszczem Śliwieńskiej parafii ks. Władysławem Saracenem. Obiecał on swą pomoc w przedsięwzięciu. Niedługo potem Niemcy napadli na swego sojusznika. W Kruszewie i w kruszewskim lesie pojawiła się chmara sołdatów zupełnie ogłupiałych bombardowaniem Białegostoku. Nie wiedzieli co się dzieje. Powtarzali w kółko, że to są manewry. Gdy zrozumieli co się stało, w panice runęli na wschód. Po ich odejściu, powstały warunki do rozwoju organizacji podziemnej. Niemcy zajęci budową swojej administracji początkowo rzadko tu zaglądali. Organizacja szybko się rozwijała, powstawały kolejne drużyny. W lutym 1942 roku poprzez księdza Saracena nawiązano kontakt z dowództwem Armii Krajowej Okręgu Białystok. Tą osobą był Stefan Fijałkowski ps.”Młotek”. Pełnił on wtedy funkcję szefa oddziału organizacyjnego Komendy Okręgu. Złożono przysięgę i organizacja weszła w struktury Armii Krajowej jako placówka Barszczewo numer 10. Narzucono placówce strukturę organizacyjną i wyznaczono zadania. Początkowo były to zadania kurierskie i wywiadowcze. Szkolono nowe kadry dla organizacji. Trwały kursy Tajnego Nauczania w różnym zakresie i kursy w szkółkach wojskowych różnego szczebla. Takie Gimnazjum ukończył również Jan Dziejma w roku szkolnym 1943/44. Egzamin składał w czerwcu 1944 roku przed:mgr. P. Wróblewską Dyrektorem Technikum Rolniczego w Krzyżewie, mgr. Antonim Filoniukiem Dyrektorem Gimnazjum i Liceum w Łapach oraz Antonim Grochowskim. Matura otwierała drogę do awansów oficerskich. Po pewnym czasie komórki placówki zaczęto włączać do akcji organizowanych przez \obwód. Na przełomie 1943/44 nastąpiła reorganizacja struktur obwodu, z powodu zbliżającego się frontu i przewidywanych walk o Białystok. Jan Dziejma został dowódcą kompani i kurierem Okręgu. Pracy żołnierskiej było coraz więcej i obaj z bratem ciągle byli w rozjazdach, gdyż nie wszystkie sprawy szło załatwić przez łączników. Często jeździł rowerem do Białegostoku, Łap, Zambrowa, Szepietowa czy Tykocina. Brat natomiast obsługiwał Augustów, Grodno i Knyszyńską puszczę. Podróże te zawsze były niebezpieczne, gdyż na drogach, mostach, wjazdach do miejscowości stały posterunki i dokonywały kontroli. Rower musiał być zarejestrowany, na jego używanie potrzebne było pozwolenie władz niemieckich. Jan Dziejma posiadał zaświadczenie, że jest gońcem sołtysa. Codzienna, konspiracyjna praca trwała do momentu zbliżenia się Rosjan do Białegostoku. Niemcy wycofywali się z miasta ewakuując wszystkie swoje urzędy, ładując na samochody i wagony wszystko co wartościowe. W lipcu 1944 roku batalion Ukraińców miotaczami płomieni palił dom po domu aż całe centrum miasta zamieniło się w morze ognia. Białystok wstrząsany wybuchami bomb zrzucanych przez Rosjan byle gdzie, płonął. 24 lipca 1944 roku kompania Jana Dziejmy rozpoczęła otwartą walkę z Niemcami. Do partyzantów przyłączył się Jaświłko Edward ps. „Zaręba”, szef wywiadu w sztabie obwodu Białystok–miasto ukrywający się u ks. Saracena wraz z grupą Torczyniewa Mikołaja ps. „Kolka”.”Zaręba”był twórcą planu uwolnienia z gestapo członków sztabu AK. To on również na potrzeby akcji „Burza”, opracował plan zdobycia Choroszczy. Atakowano mniejsze oddziały wroga wzdłuż szosy Kruszewo – Białystok. Walka zakończyła się z chwilą przepędzenia Niemców na drugą stronę Narwi. Było to w niedzielę 30 lipca 1944 roku po południu. Z kompani nikt nie zginął, było tylko kilku rannych, w tym w prawe kolano „Zaręba”. Leczeniem rannych zajmowała się Nierodzik Eugenia ps. „Gałązka”z Pańk. Po ustaniu walk zebrano wszystkich jeńców w kolumnę. Zabrano zdobyty sprzęt wojskowy na dwie zdobyczne ciężarówki. Kolumna ruszyła szosą do Białegostoku na spotkanie z Rosjanami, by zgodnie z rozkazem przekazać jeńców i sprzęt Armii Czerwonej. Spotkali ich szybciej niż się spodziewali. Nie doszli nawet do Konował, jak otoczył ich oddział wojska rosyjskiego. Gdy przekazali 17 jeńców i samochody, Jan Dziejma i cała eskorta, została aresztowana i rozbrojona. Wszystkich razem zaprowadzono do sowieckiego sztabu, który mieścił się w Barszczewie w budynku gminy. Zamknięto ich w piwnicy, a po dwóch dniach wypuszczono i polecono wracać do domu. Nie oddano dokumentów, ani broni. Jan wrócił szczęśliwie do domu. Rozpoczął szereg narad z dowództwem Obwodu, dowódcami oddziałów, szefami służb co czynić w tej sytuacji. Zbierano informacje w terenie o poczynaniach Armii Czerwonej. Na trzeci dzień po uwolnieniu z aresztu do domu Jana Dziejmy przyjechało amerykańską ciężarówką NKWD, aby go aresztować. Zrobili rewizję i odjechali z niczym, gdyż nie było go w domu. Broni również nie znaleźli, gdyż ukrywana była w starej wierzbie nieopodal domu. W środku była pusta, otwór do dziupli był od góry, więc z ziemi był niewidoczny. Według relacji Grażyny córki Jana, po kilku dniach była następna obława, ale „Grom”schował się do beczki po ogórkach, odwracając ją dnem do góry. Na tą beczkę wskoczył pies, gdyż beczka była w zasięgu łańcucha psa. Przypadkowo na podwórku był kilkuletni syn sąsiada. Zapytano go gdzie jest Janek? Dziecko odpowiedziało zgodnie z prawdą, że u psa pod ogonem. Ta odpowiedź tak rozjuszyła ubowca, że skopał dzieciaka tak, że z trudem odzyskał zdrowie. Rozpoczęły się masowe aresztowania akowców i przedstawicieli władz cywilnych Państwa Podziemnego. Już nikt nie miał wątpliwości, że zaczyna się nowa okupacja kraju, tym razem po raz drugi -Sowiecka. Chcąc sparaliżować podziemie NKWD uderzyła najpierw w kierownictwo Armii Krajowej. Rozpoczęło się wielkie polowanie na członków podziemia i osób o patriotycznym nastawieniu. Rosjanom pomagali w tym rodzimi zdrajcy z Urzędu Bezpieczeństwa. Jana Dziejmę udało się im schwytać po kilku nieudanych próbach aresztowania 14 marca 1945 roku i przewieźć do więzienia w Białymstoku. Aresztowano również jego brata- Emiliana. Emilianowi mało brakowała, aby uniknął aresztowania. Schwytany we własnym domu szedł w zaparte, że jest kim innym, a do Dziejmów przyszedł w celu zakupienia maszyny rolniczej. Wtedy ubowcy podeszli do orzącego pole sąsiada i zapytali czy zna tego człowieka? Sąsiad nie był zorientowany o co chodzi i potwierdził że to Emilian Dziejma. Jan Dziejma przeszedł długie i okrutne śledztwo. Domagano się od niego wydania wszystkich znanych mu żołnierzy, odmówił. Odizolowany od innych więźniów był często bity i poniżany. Gdy już leżał na betonie oficerowie informacji oddawali na jego głowę mocz celując w usta. Przycinano mu szufladą paznokcie co przysparzało mu strasznego bólu, szczególnie gdy robiono to kolejne razy. Pokazano mu nawet zeznanie niby własnej matki, oskarżające go o zabicie Rosjan. Powiedział im, że jest fałszywe bo było podpisane trzema krzyżykami, a matka umiała się podpisać. Został za to skopany. Po kilku tygodniach tortur był u kresu sił. Postanowił popełnić samobójstwo. Pręcikiem klamerki paska zegarka próbował przebić żyłę. Ale drucik był tępy i mały, a obolałe ręce nie otworzyły żyły. Wtedy porwał koszulę na paski i ukręcił z nich powróz, który założył na szyję. Podczas tych wszystkich czynności gorąco prosił Pana Boga, aby mu ten czyn wybaczył. Odzyskał przytomność na łóżku w więziennym lazarecie. Widocznie Pan Bóg miał inne plany wobec Jana Dziejmy. Uratował go strażnik więzienny, który co jakiś czas zaglądał przez judasza do celi. Po tym wydarzeniu przestali się tak nad nim znęcać. Tego ranka, gdy to się stało, jego brat Emilian siedzący w celi ogólnej, obok pojedynki z bratem, jak codziennie zastukał w ścianę, aby z nim „porozmawiać.” Odpowiedziała cisza. Wtedy powiedział współwięźniom, że czuje, że brat nie żyje. Zaczął się głośno modlić, a wraz z nim cała cela. Sytuacja wyjaśniła się w ciągu dnia, gdyż pocztą więzienną dowiedział się co się stało. Emilian przeszedł takie samo śledztwo co brat. Wielokrotnie był bity i przesłuchany na zmiany przez wiele godzin. W wyniku bicia po głowie, uszkodzono mu jedno oko i zostało mu to na całe życie. Emilian był człowiekiem niskiego wzrostu i niezbyt urodziwym. Od najmłodszych lat próbowano się z niego wyśmiewać. Szybko z tego zrezygnowano, gdyż okazał się chłopcem bojowym i zajadłym w walce. Nie ustępował nikomu nawet jak obrywał. Tak samo postępował w śledztwie. Pomimo bicia i straszenia zaparł się w sobie i nic z niego nie mogli wyciągnąć. Przyznawał się jedynie tak jak brat do przynależności do AK i walki z Niemcami. Po pół roku , z braku dowodów został zwolniony do domu. W listopadzie 1945 roku Jan Dziejma skazany został na sześć lat więzienia. Zwolniony na mocy amnestii z 22 lutego 1947 roku powrócił 21 kwietnia 1947 roku do domu. Z tego okresu zachowało się zaświadczenie z Urzędu Bezpieczeństwa numer 97734 o warunkowym zwolnieniu. Nie było już Armii Krajowej, gdyż we wrześniu 1945 roku Przekształciła się w organizację–Wolność i Niezawisłość. Było już po wyborach do Sejmu, na które liczyło podziemie. Komuniści nie mieli zamiaru oddawać władzy i wybory sfałszowali. Zapadła decyzja o ujawnieniu się, gdyż kończył się termin amnestii. Jak na ironię losu w dniu 21 kwietnia 1947 roku, gdy dowódca placówki opuszczał więzienie, jego podkomendni z samego rana udali się do Białegostoku, aby się ujawnić. Udali się w pierwszej kolejności na Mszę Świętą w Katedrze, a potem do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa. Obowiązkowo należało wypełnić formularz ujawnienia, potem wręczano zaświadczenie. Biuro mieściło się na ulicy Warszawskiej w budynkach pomiędzy krzyżówką z ulicą Słonimską a kościołem Św. Wojciecha. Walka skończona. Pomimo trudu i tylu ofiar nie dali rady, nie tyle własnym zdrajcom, co Armii Czerwonej. Gloria Victis.
Po naradzie z rodzicami postanowiono że Emilian zostanie na gospodarstwie, a Jan pójdzie się uczyć. Jan Dziejma odebrał w dniu 6 czerwca 1947 roku świadectwo ukończenia tajnego gimnazjum i wyjechał aż do Cieszyna. Wyjechał tak daleko, aby zejść z oczu służbie bezpieczeństwa. Ukończył tam roczne Studium Nauczycielsko -Instruktorskie przy Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego. Pierwsze zatrudnienie znalazł w Szkole Rolniczej w Skierniewicach. Został w niej kierownikiem. Tam również poznał młodą, 18 letnią nauczycielkę Krystynę Dobrowolską. Na jesieni 1948 roku wzięli ślub. Ich szczęście trwało do 1952 roku. Wyszło na jaw kim jest i zwolniono go z pracy, wypowiedziano mieszkanie służbowe. Z ciężarną żoną powrócił do Śliwna. Wyjechał ponownie na Śląsk, teść znalazł mu pracę w pegeerze na stanowisku agronoma w miejscowości Źródło. Potem była Środa Śląska,później Lutynia, Redakowica i znów Śliwno. Następnie Hieronimowo i znów Śliwno. Urząd Bezpieczeństwa sprawdzał nowo zatrudnionych. Nigdzie takim jak On, nie było miejsca. Dopiero po śmierci Stalina kolejna praca w Juchnowcu, stała się ostoją dla niego i rodziny. W 1962 roku został gminnym agronomem , zamieszkali razem w służbowym mieszkaniu. Oczywiście nadal byli tymi gorszymi, co odczuwali na każdym kroku. Jan i Krystyna w pracy, córki w szkole. Kiedy córka Alina pochwaliła się w klasie że napisała wiersz i go przeczytała, to pan nauczyciel, a potem cała klasa wyśmieli ją. Pan stwierdził, że taka jak ona, nie mogła sama tego napisać i jest kłamczuchą. A gdy pewnego razu zaśpiewała w klasie piosenkę pt.”Nie szumcie wierzby nam”, to pani powiedziała, aby nigdy tego nie śpiewała. Krystyna źle znosiła te wykluczenie i w końcu ciężko zachorowała. Od tej pory przez 19 lat życie jej toczyło się pomiędzy szpitalem a domem. A Jan cierpliwie z miłością i troską opiekował się żoną i dziećmi. Z czasem stosunek ludzi i władzy zmienił się w stosunku do Jana Dziejmy. Jego fachowość, uczynność i życzliwy stosunek do ludzi sprawił, że stał się lubianym i szanowanym człowiekiem. Córkom-Alinie ,Grażynie i Jance przekazał wszystkie te wartości, które czynią człowieka wzniosłym i szlachetnym. Kiedy umarł w 1979 w zimę stulecia, to na pogrzeb przyszła cała gmina, aby za niego się modlić i go pożegnać. Córka Alina napisała wtedy dla niego wiersz.
Był taki ktoś,
kto gonił w polu wiatr.
Był taki ktoś,
Kto z pięknem za pan brat.
Układał wiersze na liściach drzew,
i dał mi poznać muzyki śpiew.
Muzyką były mu życia głosy,
pieścił w swych dłoniach złociste kłosy.
Szukał koniczynki o czterech listkach,
by dała radość i szczęście wszystkim.
Każdy mój smutek i łzę osuszył,
pokazał piękno w słocie i burzy.
Pragnął tak kochać nawet całe wieki,
a teraz od słońca i życia daleki.
Komendant Białostockiego Okręgu Armii Krajowej płk. Władysław Liniarski ps. „Mścisław” w uznaniu zasług żołnierskich w szeregach wojska w konspiracji, za nieugiętą postawę i odwagę w walce z okupantem niemieckim odznaczył Jana Dziejmę:
Krzyżem Walecznych po raz pierwszy – listopad 1942 r.
Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami – maj 1943 r.
Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami styczeń 1944 r.
Krzyżem Walecznych po raz drugi sierpień 1944 r.
Awansował:
do stopnia podporucznika – w marcu 1943 r.
do stopnia porucznika – w maju 1944 r.
Od autora.
Wśród dokumentów, które udostępniła mi rodzina Jana Dziejmy, znajdował się wśród wielu listów od przyjaciół, list od Władysława Liniarskiego napisany 16 listopada 1964 roku. Oto jego fragment: „Kochany!:Jeśli w terminie nie dostarczymy materiałów do naszej rzeczywistej historii Okręgu, na której nam tak zależy, to wówczas historyk napisze historię na podstawie materiału, który sam zdobędzie względnie pozostawi w poszczególnych obwodach białe plamy. Wówczas Koledzy my będziemy odpowiedzialni wobec historii AK i wobec kolegów, którzy życie oddali w walce z okupantem hitlerowskim za wolność Ojczyzny, że ich bohaterskie czyny idą w zapomnienie”
Stowarzyszeniu Pamięć i Tożsamość Skała również zależy, aby wiedza o lokalnych wydarzeniach historycznych i bohaterstwie miejscowych Polaków była powszechna, gdyż jest częścią pamięci i tożsamości narodowej. Jesteśmy im winni wdzięczność i pamięć.
Grzegorz Krysiewicz
Bibliografia:
1.Wspomnienia: Aliny i Grażyny, córek Jana Dziejmy,Krystyny Dziejma, byłych żołnierzy Armii Krajowej Placówki nr.10.
2.Władysław Zajdler-Żarski Ruch Oporu W Latach 1939-1944 Na Białostocczyźnie