Mirosław Kowalczuk-Fijałkowski – Wspomnienia z pracy w brygadzie szkolnej „Służba Polsce”

W latach 1950-1954 uczyłem się w Liceum ogólnokształcącym w Starosielcach. Część nauczycieli stanowiła kadrę przedwojenną, która w czasie okupacji niemieckiej prowadziła tajne nauczanie:

Zofia Umiastowska, której męża Niemcy zamordowali w Bacieczkach, Zofia Masłowska, Zofia Prokop, Helena Szwecówna.

Część nauczycieli przyjechała z Wileńszczyzny:

Władysław Jakus (dyrektor Liceum), jego żona Genowefa Jakus, Maria Wilk, Irena Szalay, pani Mackiewicz.

Część nauczycieli była po uczelniach powojennych:

Regina Damięcka, Edward Andraka, Kora Gałecka, Stanisław Kulaszewicz.

Zespół był bardzo zgrany i chciał nauczyć nie tylko wiedzy, ale i życia, zachowywania się, patriotyzmu, kultury. Dbali również o nasze sprawy bytowe, czy mamy się w co ubrać i co zjeść.

W 1953 roku ja i część kolegów otrzymaliśmy karty powołania do brygady szkolnej „Służba Polsce”. Organizacja ta działała w latach 1948-1955. Miała struktury paramilitarne. Była komenda główna, komendy wojewódzkie i powiatowe. Karty powołania były jak do wojska. Z Białegostoku i okolic zebrano nas na stadionie klubu sportowego kolejowego przy ulicy Kolejowej. Zwartą kolumną poszliśmy na dworzec kolejowy w Białymstoku. Tu podstawiono skład wagonów towarowych wyposażonych jak do przewozu wojska. Zostaliśmy przewiezieni w okolice Drawska Pomorskiego do miejscowości Suliszewo. Zakwaterowano nas w pałacu. Na piętrze mieściły się sypialnie, na parterze – jadalnia, kuchnia, umywalnie. Ubikacje-sławojki były ustawione na zewnątrz w parku pałacowym (ze mną byli m.in. Jurek Grejbus, Gienek Bekier, Mirek Walicki). Na początku trzeba było napchać sienniki słomą. Spaliśmy na drewnianych pryczach. Wydano nam umundurowanie drelichowe i furażerki. Była to tzw. szkolna żniwna brygada „Służba Polsce” od 15 lipca do 30 sierpnia 1953 r. Było nas około 150 z Liceum w Starosielcach, Liceum Pedagogicznego w Białymstoku, Liceum TPD (obecnie III Liceum Ogólnokształcące) przy ul. Pałacowej w Białymstoku, Liceum w Michałowie, Technikum Mechanicznego w Białymstoku. W Suliszewie mieściła się dyrekcja klucza PGR, która zarządzała gospodarstwami rolnymi w promieniu 50 km. Dyrektorami klucza byli przeważnie oficerowie rezerwy, a kierownikami gospodarstw podoficerowie rezerwy. Po zbiórce porannej i śniadaniu rozwożono nas w przyczepach traktorami do poszczególnych gospodarstw rolnych. Ponieważ jazda była dosyć długa to nawrzucaliśmy do przyczep słomy i odsypialiśmy na podłodze. Komendantem brygady był nauczyciel Liceum Pedagogicznego w Białymstoku: Rodowicz , zastępcą ˗ uczeń technikum mechanicznego: Leszek Żakowski, szefową brygady była etatowa pracownica komendy powiatowej SP w Drawsku Pomorskim. Wykonywaliśmy wszystkie prace rolne, które wskazywali nam brygadziści z gospodarstw rolnych. Było to na przykład: zwożenie zboża do stodół, pielenie i przerywanie buraków, młócenie zboża. Najbardziej uciążliwa była młocka. W dużych stodołach podawało się snopki na młocarnie, część junaków odbierała słomę, a wszystko to w niesamowitym kurzu. Raz w tygodniu zawożono nas na sąsiedni poligon wojskowy do łaźni. Jedzenie było wstrętne: zupy pomorskie do których nie byliśmy przyzwyczajeni. Po dwóch tygodniach technikum mechaniczne i Liceum ze Starosielc zastrajkowało. Pozostali pojechali do pracy. Rozłożyliśmy się na trawie w parku pałacowym i czekaliśmy na reakcję. Przyjechał komendant powiatowy SP i dyrektor PGR. Uzyskaliśmy to, że trójka naszych uczniów uzgadniała jadłospis oraz to, że zwiększono również przydział chleba. Dyrektor PGR kazał zabić dwa świniaki; wyżywienie z miejsca się poprawiło. Od następnego dnia wróciliśmy do pracy. Nie było żadnych rozrywek kulturalnych. Raz pojechaliśmy do Drawska Pomorskiego, gdzie uczestniczyliśmy w zawodach sportowych, raz zorganizowano nam potańcówkę w stołówce, a raz zawieziono do sąsiedniej brygady żeńskiej SP na tańce. Na koniec pobytu wypłacono nam jakieś „nędzne grosze” i pociągiem wróciliśmy do Białegostoku. W sumie były to zmarnowane wakacje. Nie jestem pewien czy tak mocno pomogliśmy rolnictwu w PGR-ach.

Moje koleżanki ze szkoły już w 1952 roku były powołane do szkolnych brygad żniwnych SP. Mnie wtedy nie „zahaczono” bo dopiero w listopadzie kończyłem 16 lat. Krystyna Ostrowska, Irena Koniuch, Teresa Kowalczuk, Danka Lebiedzińska, Alina Andruszkiewicz w 1952 roku były na brygadach w okolicy Szczecinka. W 1953 roku były one w brygadzie żniwnej w okolicy Nowego Dworu Gdańskiego. W komendzie powiatowej SP w Białymstoku pracowała ich koleżanka: Halina Szymańska, a potem Marysia Popławska. Może, po znajomości załatwiła im powołanie.

Z terenu gminy Choroszcz już od 1949 roku powoływano młodzież, która nie uczyła się, na 3-miesięczne brygady m.in. na takich brygadach był Józek Zagórski z Kruszewa, Zygmunt Ralicki z Rogowa. Obaj byli w Oświęcimiu, gdzie pracowali przy odgruzowaniu i robotach budowlanych.

W 1949 roku została powołana Halina Ostrowska z Oliszek. Była w Warszawie, gdzie pracowała przy odgruzowaniu. Po skończeniu służby w SP została w Warszawie. Pracowała w Wytwórni Papierów Wartościowych, a wieczorami uczyła się. Po skończeniu kolejnych szkół przeszła do pracy w Ministerstwie Finansów. W Warszawie poznała męża: Obrzydowskiego, zmarła w 2017 roku w wieku 84 lat; doczekała się córki i dwóch wnuków. Pamięć ludzka jest zawodna, czas zaciera historię dlatego też pozwoliłem sobie na skreślenie tego strzępu wspomnień.

Ten wpis opublikowano w kategoriach: Aktualności. Dodaj do zakładek ten link.

Komentowanie wyłączono.